czwartek, 21 lipca 2016

Polska, Kongo, Francja, Jemen - droga kondotiera

"Kondotierzy" - słynna książka Rafała Gan-Ganowicza, której wydanie wznowiło Wydawnictwo Prohibita, opisywana jest jako manifest antykomunizmu walczącego, czynnego, takiego, który realizował się na polach bitew, w potyczkach i walkach na terenie całego świata. Gan-Ganowicz nie był typem zwykłego najemnika, który za pieniądze rusza we wskazane miejsce. Niejednokrotnie odmawiał wzięcia udziału w jakimś konflikcie, mimo że oferowano mu wyższą pensję. W ten właśnie sposób odmówił samemu ,,Che" Guevarze. W wyborze teatru wojennego kierował się właśnie antykomunizmem - walczył przeciwko czerwonym w Kongo i Jemenie, szkolił tam miejscowych bojowników i ochraniał ludność cywilną. Nie wahał się zabijać, być brutalnym i bezwzględnym (takie są wszakże nieodmienne realia wojen na całym świecie), jednakże kierował się też zasadami, które mówiły mu, że walka z sowietami jest walką nie tylko o życie ludzi i narodów okupowanych przez Związek Radziecki, ale też o ich dusze, gdyż komunizm nie zniewala tylko i wyłącznie ciała lecz głównie umysł i wolę człowieka. Dlatego też ,,Kondotierzy" bez wątpienia w jakimś sensie są manifestem zbrojnego anty-komunizmu, który mógł rozwijać się na frontach zastępczych, po tym jak Polska dostałą się pod żelazny but sowietów, a nasz zbrojny opór został całkowicie złamany w obławach i katowniach UB. Może ta opinia o szczególnym, antykomunistycznym wydźwięku książki ma coś w sobie, ale to przede wszystkim kapitalny reportaż, jeden z lepszych, jakie wyszły z pod pióra polskich reportażystów. Obraz wojny, ludzkich emocji, rozterek. W dodatku nie dostajemy do ręki książki napisanej prostym, żołnierskim językiem, jak często się to dzieje w przypadku wspomnień wojskowych, najemników itp, zwłaszcza amerykańskich, gdzie całość składa się głównie ze słów typu ,,strzeliłem do niego, upadł, dowaliliśmy im". Kondotierzy wyróżniają się piękną, literacką polszczyzną. Doskonale też widać, że autor nie jest zwykłym rębajłą, tylko oczytanym i światowym człowiekiem z szerokimi horyzontami humanistycznymi. Zresztą możemy się na ten temat dowiedzieć z treści książki, gdzie autor wzmiankuje, że we Francji uczył zawodowo języka oraz matematyki, by dopiero później ruszyć na podbój świata z karabinem w ręku. Czytając dzieło Gan-Ganowicza (nie waham się użyć właśnie słowa dzieło) warto zwrócić szczególną uwagę nie tylko na fragmenty tyczące się walk, czy polityczne rozważania autora, ale również na bardzo plastyczne, momentami przejmujące opisy miejsc, które odwiedza podczas swoich licznych przygód. A strona, na której charakteryzuje wielbłąda zasługuje na literackiego Nobla. Rzecz ze wszech miar godna polecenia, nie tracąca nic ze swojej aktualności po tylu latach. Bardzo dobrze, że Prohibita zdecydowała się wznowić edycję tej książki, bo takiej lektury z zakresu historii polskich najemników, łączącej praktykę wojenną z talentem literackim brakowało na polskim rynku. U dołu zdjęcie gór w Jemenie, w którym walczył autor:



wtorek, 19 lipca 2016

Oblężenie Malty - część 3



Wiadomość o planowanej inwazji dość szybko dotarła do Europy. Już pod koniec 1564 roku o inwazji (ale jeszcze nie o jej dokładnym celu) wiedział austriacki cesarz Maksymilian II, na początku roku informację o tym, iż atak zostanie skierowany na Maltę, otrzymała francuska królowa Katarzyna Medycejska, a w połowie marca 1565 roku Wielki Mistrz zakonu Jean Parisot de la Valette był już całkowicie przekonany, iż turecka armada skieruje się na jego wyspę[1]. Upewnienie się, z pewnym wyprzedzeniem, co do celu inwazji dało szansę mistrzowi Joannitów, na podjęcie działań dyplomatycznych, które w zamierzeniu miały Joannitom zapewnić wsparcie przeciwko osmańskim najeźdźcom. Rozpaczliwe prośby o pomoc nie przyniosły jednak wielu wymiernych efektów.


Król Hiszpanii, dysponującej największą, obok tureckiej, flotą[2], nie odczuwał żadnej konkretnej, krucjatowej, idei zjednoczenia chrześcijaństwa przeciwko Osmanom, jego plany na wschodzie kończyły się na Sycylii[3] i mimo nalegań wicekróla Sycylii i dowódcy hiszpańskiej floty, Don Garcii de Toledo, który pisał, iż Malta jest kluczem do Sycylii i musimy zrobić wszystko, aby ją ocalić[4], Filip nie podjął żadnych zdecydowanych kroków. Zarządził jedynie zaciąg 4000 piechoty oraz wzmocnienie hiszpańskich garnizonów na Korsyce i Sycylii. Spowodowane było to nie tylko brakiem zapału krucjatowego u Filipa, ale także pustym skarbcem królewskim, który jeszcze nie został odnowiony po wydatkach poniesionych na rozbudowę floty.
Również, z braku funduszy, papież Pius IV nie mógł wydatnie wspomóc Kawalerów Maltańskich, polecił tylko wysłać na Maltę duże ilości prochu i wyposażenie do armat, a także zalecił modlitwy we wszystkich kościołach Europy oraz obiecał odpust zupełny wszystkim ochotnikom, którzy udadzą się bronić Malty[5].
Francja oraz Austria również nie mogły pomóc zagrożonym kawalerom. Francja miała podpisany traktat o nieagresji z Sułtanem (w Marsylii wybudowano nawet meczet dla tureckich żeglarzy) a Austria gromadziła siły do obrony przed spodziewaną lądową wyprawą Turków na Wiedeń.
W tej niekorzystnej sytuacji maltański trzon Zakonu św. Jana musiał liczyć tylko na własne siły, ponieważ nawet europejskie komandorie zakonu, wbrew jasnemu rozkazowi Wielkiego Mistrza, zwlekały z wysłaniem ludzi i pomocy finansowej.

Na początku kwietnia 1565 roku wyruszyła inwazyjna flota muzułmańska, licząca 130 galer oraz 250 statków pomocniczych i transportowych, które wiozły ponad 30 tysięcy żołnierzy. Zanim osmańska eskadra, dowodzona przez Mehmeda Piali Paszę, dotarła w drugiej połowie maja na wody Malty, kawalerowie zdążyli dokonać jedynie niewielkich poprawek w umocnieniach, głównie w forcie San Elmo.
Historycy są zgodni, co do liczebności obu wrogich armii. Siły tureckie były ogromne, szacuje się je na około 40 tysięcy żołnierzy[6] z czego na ląd zeszła armia licząca 28,5 tysiąca. Na ta liczbę składało się między innymi 6 tys. Janczarów, 9 tys. spahisów, 4 tys. ówczesnych ,,kamikadze” czyli layalarsów, 7 tys. piechoty, lekkiej jazdy i artylerzystów[7], do tych oddziałów dołączyli w niedługim czasie także korsarze osławionego Draguta Raisa w liczbie kilkunastu tysięcy[8]. Strona maltańska liczyła zaledwie 8,5 tys. a wśród nich było tylko 540[9] kawalerów oraz 1230 najemnych żołnierzy hiszpańskich. Resztę obrońców stanowili mieszkańcy wyspy (około 5800), z czego niektórzy byli w bardzo młodym albo bardzo podeszłym wieku, marynarze zdjęci z okrętów (500), kilkuset gości zakonu z Europy, kilkuset potomków mieszkańców Rodos, którzy podążyli na Maltę wraz z joannitami, oraz 600 niewolników z galer, którym za pomoc w obronie obiecano wolność[10].
Po stronie maltańskiej obroną dowodził 71 letni Wielki Mistrz Jean de la Valette, który spędził kilka lat w muzułmańskiej niewoli, a Wielkim Mistrzem został dopiero w 1557 roku. Dowódcą sił lądowych muzułmanów był Lala Mustafa Pasza, którego Sulejman odsunął od dowództwa, za niepowodzenie podczas oblężenia Rodos.
Oblężenie, podobnie jak dawniej na Rodos, zaczęło się od grabieży i niszczenia wszystkiego, co pozostawili mieszkańcy. Na szczęście dla Malty, już na wstępie operacji zbrojnej, doszło do pierwszego z wielkich błędów, jakie popełnił Lala Mustafa Pasza. Czuł się pewnie mając za sobą wielką armię. Zamiast zaatakować najsłabszy, punkt wyspy, dawną stolicę Mdinę, po to, by już na początku pokazać swoją potęgę i podnieść morale własnej armii, głównodowodzący zdecydował, że zaatakuje najsilniejszy punkt obrony, czyli fort San Elmo. Można w różny sposób tłumaczyć taką decyzję: np. brakiem rzetelnych informacji na temat umocnień na Malcie, zwykłą głupotą i zadufaniem, a może bezprzykładną wiarą w zwycięstwo i chęcią udowodnienia sułtanowi, że Mustafa potrafi jednym decydującym uderzeniem rozstrzygnąć losy kampanii.
Jakiekolwiek by nie były powody, głównodowodzący turecki wybrał, na szczęście dla Malty, najgorszy wariant. A przecież zamiast wiązać wszystkie swoje siły przy oblężeniu trudnej do zdobycia fortecy, miał kilka innych możliwości: mógł uderzyć bezpośrednio na Mdinę, mógł też skierować się na główne miasto Birgu. Birgu (siedziba Wielkiego Mistrza), które wprawdzie było dość dobrze bronione, ale po jego zdobyciu pozostałe forty nie mogłyby bronić się samodzielnie – to właśnie Birgu łączyło cały system obronny Malty. Lala Mustafa Pasza mógł też zaatakować którąś z mniejszych wysp, Gozo lub Comino, które były praktycznie bezbronne a idealnie nadawały się na przyczółki obserwacyjne, skąd można by kontrolować całe wody przybrzeżne Malty. To właśnie Gozo przez cały czas trwania oblężenia utrzymywało kontakty z Sycylią, a co za tym idzie także z Hiszpanią, umożliwiło to wysyłanie próśb o odsiecz i informowanie zagranicy o przebiegu oblężenia. Tymczasem, mimo tych możliwości, Turcy oblegli San Elmo. Zdobycie jego nie dawało im przewagi pod względem strategicznym, ponieważ pozostałe forty nie potrzebowały San Elmo do samodzielnej obrony. Natomiast podczas długotrwałego oblężenia tego fortu, kawaleria zakonna dokonywała wypadów z niezagrożonej Mdiny i nękała (głównie w aspekcie psychicznym) tyły wojsk osmańskich. Również brakiem strategii wykazała się flota turecka, nie podejmowała ona aktywnych działań, tylko bezczynnie stała na wodach przybrzeżnych, praktycznie rezygnując z patrolowania okolic i nie wykorzystując w ten sposób możliwości przerwania prób komunikacji Malty z resztą świata.
            Obrona twierdzy San Elmo. 24 maja 1565 r. Turcy zaczęli ostrzeliwać San Elmo[11] z dział ustawionych na wzgórzu. Przez kilka dni ostrzał był niezbyt skuteczny, ponieważ zarówno spora odległość, jak i to, iż fort zbudowany był na litej skale (czego chyba muzułmanie nie wiedzieli), uniemożliwiało dokonanie poważniejszych zniszczeń w umocnieniach. To ośmieliło obrońców i po pięciu dniach od początku oblężenia zdecydowali się zrobić wypad. Pomimo początkowych sukcesów, uzyskanych dzięki zaskoczeniu, wypad obrońców wywołał skuteczny kontratak Turków, w wyniku, czego obrońcy San Elmo ponieśli spore straty, a co równie istotne utratę części przednich umocnień. Na zdobytych pozycjach Turcy mogli ustawić swoje działa i rozpocząć dotkliwy ostrzał twierdzy. Mimo, iż był to początek szturmu generalnego, muzułmanie zostali odparci, ponieśli bardzo duże straty, ale jednak ze względu na przewagę liczebną, znowu udało im się zdobyć kolejną dogodną pozycję do ostrzału.
            Najeźdźcy stworzyli szansę, by tę swoją przewagę wykorzystać – należało użyć floty do otoczenia wyspy i prowadzenia ostrzału z kilku stron, co sugerował dowódca floty Mehmed Piali Pasza. Jego pomysł został jednak odrzucony przez Lale Mustafe Paszę, który postanowił kontynuować szturmy. Kolejny frontalny atak, przeprowadzony za pomocą doborowych jednostek janczarów, okazał się być wielkim niepowodzeniem. Nie uzyskano żadnych korzyści terenowych a atakujący janczarzy zostali zdziesiątkowani. Co ciekawe, podczas odpierania ataków obrońcy stosowali techniczne ,,nowinki” takie jak gliniane naczynia wypełnione mieszaniną siarki, smoły, azotanu potasowego, terpentyny i żywicy[12], które podpalone i zrzucone w kierunku atakujących wybuchały ze znaczną siłą. Korzystano również z metalowych obręczy owiniętych łatwopalnymi materiałami nasączonymi oliwą i alkoholem, które skutecznie powodowały podpalanie zwiewnej odzieży muzułmańskich napastników. Natomiast Turcy dysponowali bombami zapalającymi, którymi nękali obrońców[13].
            Zniechęcony brakiem skuteczności dotychczasowego ostrzału oraz frontalnych ataków, dowódca turecki posłuchał rady doświadczonego już kilkakrotnie w walkach z Joanitami, korsarza Draguta i pozwolił mu w nowy sposób rozmieścić działa. Dzięki umiejętnościom Draguta nowy ostrzał był zdecydowanie bardziej skuteczny od poprzedniego. Jak podaje Mariusz Misztal, Turcy ostrzeliwali San Elmo 54 działami, z trzech stron, w wyniku czego na umocnienia spadało około 7 tys. kul dziennie[14].
            Rozpaczliwa sytuacja obrońców skłoniła ich dowódcę do wysłania do Wielkiego Mistrza gońca z prośba o pozwolenia na poddanie fortu. La Valette nie mógł się jednak na to zgodzić, gdyż cały czas liczył na odsiecz od wicekróla Sycylii, wspomnianego wcześniej Don Garcii de Toledo. Pomoc owa miała zostać wysłana (według rachunków mistrza zakonu) około 20 czerwca, należało więc jak najdłużej utrzymać wszelkie możliwe przyczółki, by sojusznicy nie uznali, iż odsiecz jest już zbędna i nie skoncentrowali swoich sił do obrony Sycylii czy Korsyki, zamiast posyłać je na i tak już straconą Maltę. Zdając sobie sprawę z tego, że odmowa poddania jest równoznaczna z poświęceniem wszystkich obrońców San Elmo, Wielki Mistrz podjął tą rozpaczliwą decyzję w pełni świadomości, wybierając mniejsze zło.
            Turcy, oprócz wzmocnienia ostrzału odcięli również lądowe połączenie między San Elmo a Birgu, którędy, przez prawie miesiąc obrońcy pozyskiwali proch, żywność, lekarstwa i odsyłali swych rannych. Opóźnienie decyzji tureckiej, w tym zakresie, również dowodzi braku zdolności taktycznych Lali Mustafy Paszy. Natomiast w tym ostatnim pociągnięciu widać dobre rzemiosło wojenne i doświadczenie Draguta, poprzez jego działania, przerwano wspomagającą obrońców komunikację między fortem a Birgu.
            Po tym sukcesie Turcy jeszcze bardziej nasilili ostrzał trafiając w ostatni magazyn prochu i amunicji w forcie San Elmo. Ponowili także szturmy, które mimo, iż zostały odparte pochłonęły wiele ofiar wśród obrońców. Kawalerowie Maltańscy, nie rezygnowali, prowadzili, kontrostrzał z fortu, w wyniku którego zginął ich wieloletni prześladowca Dragut Reis, trafiony przypadkowym odłamkiem odłupanej strzały. Korsarz nie umarł od razu, ale mimo, iż żył jeszcze kilka dni, to nie mógł już dowodzić kolejnymi atakami i wspomagać swym doświadczeniem napastników[15]. Był to bez wątpienia doświadczony, ale i okrutny korsarz i żołnierz, który siał przez wiele lat spustoszenie. Przylądek, na którym była ulokowana artyleria Draguta, i na którym pirat poniósł śmierć, znany jest do dziś jako przylądek Draguta. 

            Mimo utraty świetnego dowódcy Turcy kontynuowali skuteczne niszczenie umocnień i 22 czerwca przypuścili najbardziej zmasowany atak piechoty. Kilka tysięcy żołnierzy podjęło aż trzy próby zdobycia fortu, byli już blisko celu, obrońcy zdołali jednak, mimo wielkich strat, odeprzeć szturm. Ciężkie straty i brak posiłków oraz amunicji nie pozwolił jednak na odparcie kolejnego szturmu, który nastąpił następnego dnia, w święto Jana Chrzciciela, patrona zakonu. Turcy zdobyli wreszcie fort i dopuścili się okrutnej rzezi na pozostałych przy życiu obrońcach. Przeżyło tylko 9 kawalerów, którzy poddali się korsarzom oraz kilku innych, którym udało się wpław przedostać do Birgu. Bohaterscy obrońcy utrzymywali swoje pozycje przez ponad miesiąc. W tej desperackiej obronie poległo ponad 1000 najlepszych żołnierzy, w tym około 150 kawalerów. Turcy przejęli także 30 doskonałych dział, które jednak Lala Mustafa Pasza, po raz kolejny zaślepiony pychą , kazał odesłać sułtanowi do Konstantynopola jako podarek.
            Po, okupionym olbrzymimi stratami, zdobyciu san Elmo Turcy zwrócili swoje siły w kierunku Birgu. W tej nowej sytuacji taktycznej ponownie ujawniła się jałowość myśli taktycznej dowództwa osmańskiego oraz mądrość i wielka trzeźwość umysłu mistrza de La Valette. Wielki Mistrz kazał zdjąć wszystkie dodatkowe działa z galer i przenieść je do Birgu, przesunął tam też wszystkie oddziały z Mdiny oraz wydał rozkaz nie brania jeńców, a tych którzy pozostali nakazał skierować do naprawy umocnień, podczas czego byli wystawieni na ostrzał tureckich armat. Lala Mustafa Pasza zaczął szybko ostrzeliwać nowe cele, nie obserwując przeciwnika nie zastanawiając się nad jego działaniami – znowu zwyciężyła zaślepiająca go pycha, której sprzyjał brak logiki i refleksji.. Być może myślał, że po upadku najpotężniejszego fortu, San Elmo, inne twierdze nie będą stawiały oporu a morale i wola walki maltańczyków, spadnie. Sam jednak to morale wzmacniał swoimi czynami, takimi jak dokonanie bezsensownej rzezi na obrońcach San Elmo. Zachowując się w ten sposób nie pozostawił oblężonym innego wyjścia jak walczyć do ostatniej kropli krwi.
            Zwiastun oczekiwanej pomocy. W niedługim czasie doszło do bardzo ważnego wydarzenia. Na Maltę przybyły pierwsze posiłki wysłane przez wicekróla Sycylii. Don Garcia de Toledo posłał 700 żołnierzy i 54 artylerzystów z dwóch powodów. Po pierwsze by rzeczywiście wspomóc oblężonych a po drugie by wybadać, czy istnieją szanse na desantowanie dużo większej grupy wojsk i czy galery transportowe w ogóle są zdolne dotrzeć na wyspę. Na wypadek jakichkolwiek trudności i zagrożeń związanych z lądowaniem, wicekról zawczasu rozkazał zawrócić statki wiozące posiłki. Ostrożny dowódca desantu trzykrotnie próbował dopłynąć do Malty i trzykrotnie chował się na pobliskim Gozo przed osmańską flotą - dzięki wcześniejszemu zignorowaniu tej wyspy przez muzułmanów. Za czwartym razem udało się wysadzić posiłki na Malcie i pod osłoną nocy, całkowicie bezpiecznie przetransportować żołnierzy do Birgu. Dowódca okrętów odpłynął z powrotem na Sycylię, wioząc informacje o sytuacji oblężonych i prośby Wielkiego Mistrza o większą pomoc[16]. Lala Mustafa Pasza oczywiście nie zauważył całego manewru, jednak i on otrzymał wkrótce posiłki. Z Afryki południowej przybył kolejny doskonały korsarz Hassam (krewny Draguta), prowadząc ze sobą 2,5 tys. doborowych wojowników oraz nowe działa.


[1] A. Zieliński, op. cit… s. 11-12
[2] W 1564 roku Hiszpania dysponowała około 100 galerami, co było znacznym postępem w porównaniu z np. rokiem 1563, kiedy to mogła wystawić ,,jedynie” 70 galer. Informacje o stanie floty za: F. Braudel, Morze Śródziemne…, tom II, s. 370-71
[3] F. Braudel, op. cit…, s. 372
[4] Historia Małych Krajów Europy, op. cit… s. 296
[5] A. Zieliński, op. cit… s. 13, i Historia Małych Krajów Europy, op. cit… s. 297
[6] Taka liczbę podają wszyscy cytowani wyżej autorzy
[7] Dokładny opis różnych rodzajów tureckich wojowników, jednostek wojskowych i szyków bitewnych można znaleźć w Andrzej Michałek, Wyprawy Krzyżowe, Armie ludów tureckich, Bellona, Warszawa 2001 oraz Andrzej Michałek, Wyprawy Krzyżowe, Mehmed Zdobywca, Bellona, Warszawa 2002 a także w A. Zieliński, Malta… w rozdziale Imperium Sulejmana Wspaniałego, s. 68-88
[8] A. Zieliński, op. cit… s. 107
[9] H.J.A Sire, Kawalerowie Maltańscy, PIW, Warszawa 2000, s. 114
[10] A. Zieliński, op. cit… s. 107
[11] Historia Małych Krajów Europy, op. cit… s. 298
[12] Tamże                                                                     
[13] A. Zieliński, op. cit… s. 119
[14] Historia Małych Krajów Europy, op. cit… s. 299
[15] Richard McKenney, Europa XVI wieku, Piw, Warszawa 1997, s. 302
[16] Mistrz de la Valette sprytnie nie poinformował sycylijczyków o upadku San Elmo, czym zwiększył szanse na uzyskanie większej i szybszej pomocy.

środa, 6 lipca 2016

Autopromocja, lokowanie produktu, ,,Zapraszamy do reklamy"













Z reportażem dookoła świata


Wakacje sprzyjają podróżom, warto więc również nie tylko odwiedzać dalekie kraje ale i czytać o nich u tych autorów, którzy poświęcili swój czas i sporą część życia, by przekazać wiedzę na temat najciekawszych wydarzeń na świecie i bliższych oraz dalszych podróżach. 

Przedstawiam zatem krótką listę najciekawszych, moim zdaniem, książek z zakresu reportaż/podróże, wraz z oceną w skali 1-10.
1. Dariusz Rosiak - Żar - zapiski z podróży cenionego, radiowego dziennikarza po Afryce. Rosiak nie opisuje krajobrazów, poświęca mało miejsca przyrodzie. Dla niego najważniejsi są ludzie i procesy społeczne zachodzące na Czarnym Lądzie. Książka napisana bez stereotypów, ani krytyczna, ani zbyt entuzjastyczna. Dobra, mocna i wyważona literatura. 8/10

2. Sławomir Koper - Chorwacja - znany głównie z książek o życiu towarzyskim II RP i PRL autor, tym razem przedstawia nam kraj niezbyt odległy ale jakże miły wielu Polakom. Ciekawe spojrzenie na historię, kulturę i kulinaria najchętniej odwiedzanego bałkańskiego kraju. 7/10

3. Dariusz Rosiak - Ziarno i Krew - o tej książce pisałem już w innym poście, więc teraz tylko krótkie przypomnienie: Rosiak podąża śladami blisko-wschodnich chrześcijan poczynając od Szwecji (!), poprzez Turcję, Liban, Armenię. Moim zdaniem najlepsza książka o sytuacji chrześcijan pod rządami islamistów. 9/10.

4. Katarzyna Surmiak-Domańska - Ku Klux Klan. tu mieszka miłość - tą książkę również omawiałem wcześniej - genialny obraz życia amerykańskiej prowincji. Dziennikarka Wyborczej o dziwo obiektywnie podchodzi do tematyki Ku-KluX-Klanu, rozmawia z liderami i zwykłymi członkami oraz sympatykami Klanu. Wspaniale ukazuje również zwykłą codzienność małych miejscowości na Południu USA. 10/10

5. Łukasz Orbitowski - Zapiski Nosorożca - Orbitowski jest genialnym powieściopisarzem, ale na pewno nie jest mistrzem literatury podróżniczej i reportażu. Książka podzielona na dwie części: w jednej opisuje swoje przygody w Afryce i ta część ma niewielką wartość poznawczą, jest raczej luźnym zbiorem przemyśleń, emocji i refleksji autora. W drugiej części Orbitowski na nowo interpretuje, bądź wymyśla mity afrykańskie w formie krótkich opowiadań i trzeba przyznać, że to wychodzi mu znakomicie. Czuć w nich afrykańską moc, dzikość i tajemnicę. 7/10

6. Bill Bryson - Zapiski z Wielkiego Kraju - Humorystyczna książka Brysona, w której zgrabnie pisze o Ameryce i porównuje dawną kolonię z dawną metropolią czyli Anglią. Poczucie humoru w stylu Jeremyego Clarksona połączonego ze Stevenem Clarkem, wzbogacone na prawdę trafnymi refleksjami na temat społeczeństw USA i Wielkiej Brytanii. 6,5/10

7. Oliver Bullough - Kaukaz. Niech Świat Rozbrzmiewa Naszą Chwałą. - świetny i głęboki reportaż na temat rdzennych mieszkańców Kaukazu, ich burzliwej historii, tradycji, różnorodności religijnej i kulturowej. Wszystko to w cieniu wieczystych zmagań z imperium rosyjskim, najpierw pod władaniem carów, później komunistycznych zbrodniarzy, a obecnie neoimperializmu putinowskiego. 9/10

8. Jeffrey Tayler - Mordercy w Mauzoleach - Mieszkający od 15 lat w Moskwie Tayler podejmuje długą podróż, by dowiedzieć się jak żyją zwykli mieszkańcy Rosji i Chin oraz co sądzą o obecnych stosunkach obu mocarstw i jaki wpływ wywiera na ich życie zmieniająca się geopolityka. Podróżując przez małe wioski i miasteczka Kaukazu, Mongolii, Chin Centralnych i wielu innych regionów Tayler rozmawia z ludźmi - robotnikami, nauczycielami, handlarzami, pytając ich o najdrobniejsze szczegóły ich społecznego funkcjonowania. Wszystko to z historią Dżynghis Hana w tle. 9/10.

9. Grzegorz Bębnik - Ostatnia Walka Afrykanerów - Najbardziej naukowa z wymienionych prac. Będnik analizuje sytuację społeczno-polityczną Burów po epoce apartheidu. Z jakimi problemami mierzą się Afrykanerzy? Czy teraz to oni są grupą prześladowaną? Czy Czarni mieszkańcy RPA tworzą wspólny front? Czy Burowie przetrwają kolejne lata? Kim jest dla nich Mandela? Kim był Hani? Te pytania mogą się nam wydawać egzotyczne, ale dla białej społeczności RPA są kwestią życia i śmierci. 9/10.


Oblężenie Malty - część druga



Ciąg dalszy historii oblężenia Malty w odcinkach (odcinek 2):

Mimo przejściowych niepowodzeń, turecka potęga wciąż rosła a każdy kolejny sułtan spoglądał w kierunku Rodos. Następną wielką wyprawę zaplanował Sulejman I, zwany później Wielkim. Było to latem 1522 roku, sułtan osobiście poprowadził na wyspę armię jeszcze liczniejszą niż ta z 1480 roku. Oblężenie ciągnęło się przez kilka miesięcy, obfitowało w podstępy, zdrady (za zdradę stracono kanclerza zakonu Amarala) i w wiele ofiar po jednej jak i po drugiej stronie. W końcu, 1 stycznia 1523 roku, wielki mistrz zakonu Philippe Villieres de L’Isle Adam, przystał na tureckie warunki honorowej kapitulacji i wraz z pozostałymi przy życiu kawalerami opuścił, pod bronią i z podniesionym sztandarem, wyspę. Tak dobiegł końca ponad dwustuletni pobyt zakonników na Rodos. Zwycięski sułtan Sulejman powiedział podobno, iż smuci go, że zmusza tego dzielnego człowieka, by opuścił swój dom[1]. Za opuszczającymi wyspę zakonnikami udało się w podróż również ponad półtora tysiąca  mieszkańców wyspy, którzy niegdyś przeciwni Joannitom, teraz byli do nich prawdziwie przywiązani.



W takiej sytuacji zakon musiał znaleźć sobie nowe miejsce do zamieszkania. Chociaż wśród kawalerów panowało przekonanie, że wygnanie z Rodos jest tylko tymczasowe i prędzej czy później uda się wyspę odzyskać, to jednak były to nadzieje płonne. Kiedy zaproponowano zakonowi Maltę jako nową siedzibę, joannici nie byli zadowoleni ponieważ wyspa ta, w porównaniu z Rodos, jawiła się jako wielce niegościnna i jałowa. Kronikarze zakonu, po obejrzeniu wyspy pisali w następujący sposób: Malta to jedynie nieurodzajna skała, długa na 20 i szeroka na 12 mil, ledwo pokryta trzema czy czterema stopami gruntu, bez drzew czy innej roślinności. Latem jest tu niesłychanie gorąco; nie ma bieżącej wody, a tylko nieliczne źródła. Za opał służy wysuszony w słońcu nawóz zwierzęcy. Na tej skale mieszka ok. 12 tysięcy ludzi, biednych i nieszczęsnych z powodu jałowości ziemi. Są oni w stanie wydrzeć ziemi zboża jedynie na jedną trzecią część roku. Wyspie wciąż grożą ataki północno afrykańskich korsarzy, którzy ustawicznie palą i rabują wioski, biorąc w niewolę mieszkańców. Wysepka Comino jest naga, a żyją tam jedynie grzyby i ptaki morskie. Wyspa Gozo jest bardziej urodzajna od Malty ale nie ma dobrego portu[2]. Nic, zatem dziwnego, że zakonnicy niechętnie przenosili się na tak nieciekawą wyspę, a ich wielki kronikarz napisał potem: każdy, kto nigdy wcześniej nie przebywał na wyspie, dziwił się, jak kawalerowie mogli myśleć o pozostaniu tam[3].
Cesarz Karol V przyznał zakonowi Maltę oraz pozostałe wysepki takie jak Gozo czy Domino, a także miasto Trypolis w północnej Afryce  w 1530 roku. Kawalerowie, traktujący niegościnną Maltę jako siedzibę tymczasową, nie ustawali w poszukiwaniu innego miejsca, starając się o Elbę, Majorkę, czy też o półwyspy na Sycylii, Korsyce i Sardynii. Starania te nie powiodły się jednak, ponieważ w Europie przeważała opinia, iż zakony rycerskie są już ideą niepotrzebną, przestarzałą, zatem oddawanie jednemu z nich dobrych i bogatych ziem, jest zwykłym marnotrawstwem. Traktowanie Malty jako tymczasowego miejsca osiedlenia nie było korzystne dla Joannitów, ponieważ drastycznie zmniejszyła się rekrutacja do zakonu, a przebywający na wyspie kawalerowie nie dbali o rozwój umocnień jak również nieprzyjaźnie odnosili się do rdzennych mieszkańców wyspy.
Dopiero Wielki Mistrz Juan de Homedes y Coscon rozpoczął poważne prace fortyfikacyjne Malty, zmusiły go do tego najazdy korsarzy będących na usługach sułtana Sulejmana. Najazd Char ad-dina Barbarossy w 1547 roku, a następnie poważniejszy atak Sinana Paszy i słynnego korsarza Draguta Raisa w 1551, uwidoczniły kawalerom, iż bez nowych, mocnych fortyfikacji nie utrzymają wyspy zbyt długo. Atak z 1551 roku, będący odwetem za najazd joannitów na piracką siedzibę Dżerbę, pokazał wielką słabość dotychczasowych umocnień. Najeźdźcy splądrowali całą rolniczą część Malty, zrównali z ziemią miasteczko Gozo i uprowadzili w niewolę ponad 5 tysięcy mieszkańców. Niepowodzenia te ostatecznie przesądziły o podjęciu przez mistrza Coscon decyzji o wybudowaniu solidnego systemu obronnego. Na wysuniętym cyplu, skąd można było bronić dostępu do zatoki Wielkiego Portu, wybudowano bardzo trudno dostępny fort San Elmo, natomiast w głębi powstał fort San Michael, który miał za zadanie bronić dostępu do miasta Birgu oraz do miasteczka Senglea, jak również był ostatnią zaporą uniemożliwiającą atak na istniejący wcześniej fort San Angel.
Zakonnicy, którzy powoli przywykli do myśli, iż Malta pozostanie ich stałą siedzibą, zwiększyli swoją aktywność. Zaczęli odzyskiwać utraconą reputację świetnych żeglarzy i liczącej się siły politycznej w basenie Morza Śródziemnego. Rozwijali infrastrukturę wyspy oraz flotę, wznowili także swoją tradycyjną funkcję - ochrony morskich karawan, zwalczali piratów i korsarzy z północnych wybrzeży Afryki, wspierali skierowane przeciw sułtanowi akcje flot genueńskich i hiszpańskich a także prowadzili na swoich statkach szkolenia dla cudzoziemskich żeglarzy. Należy też pamiętać, że kawalerowie, których zaczęto nazywać maltańskimi, nie odnosili samych sukcesów. Jedną z największych i niechlubnych porażek joannitów była utrata Trypolisu w 1551 roku. Wspomniany wcześniej korsarz Dragut, wspierany przez flotę sułtana Sulejmana zaatakował to, należące do zakonu, miasto. Obrona Trypolisu wcale nie przypominała poprzednich bohaterskich walk o Akkę czy Rodos. Maltańczycy poddali się prawie bez walki, przyjęli kompromitujące warunki kapitulacji i opuścili miasto zostawiając w nim mieszkańców na pastwę bezwzględnego Draguta[4]. Kolejną klęskę ponieśli kawalerowie znowu w konfrontacji z Dragutem – paraliżował on swoimi pirackimi rajdami życie całej zachodniej części Morza Śródziemnego z Katalonią i Walencją włącznie[5]. Tym razem flota pod dowództwem korsarza pokonała w bitwie morskiej, w okolicach Dżerby, połączone siły maltańsko-hiszpańskie a porażka ta wywołała panikę wśród kawalerów. Po tym zdarzeniu Wielki Mistrz Jean de la Valette planował nawet kolejne przeniesienie siedziby zakonu na bardziej bezpieczną Korsykę.
Mimo tych dwóch porażek siła zakonu maltańskiego była znaczna, a pozycja zajmowana przez joannitów na Morzu Śródziemnym bardzo utrudniała osiągnięcie tureckiej dominacji w tym rejonie. Aby odzyskać półwysep iberyjski, co było największym marzeniem sułtana Sulejmana I[6], należało najpierw pokonać Joannitów i zająć ważną ze strategicznego punktu widzenia Maltę. Malta była bramą do zajęcia Sycylii i Korsyki, dwóch najważniejszych wysp regionu. Fernand Braudel twierdzi, na podstawie licznych dokumentów źródłowych, że szczyt morskiej potęgi Turków przypadł właśnie na zwycięstwo w okolicach Dżerby a po tym zdarzeniu ich siła zaczęła maleć. Uzasadnia ten pogląd mówiąc, iż w latach 1561-1564 armada turecka nie wypłynęła swoją całą siłą na morze ani razu, a wszelkie paniczne doniesienia o tym, iż Turcy się zbroją były fałszywe bądź przesadzone.[7]      Siła Turków jednak wciąż była znaczna, mimo rozlicznych kłopotów imperium osmańskiego, takich jak epidemie w 1561 roku, słabe zbiory przez kilka lat, konflikty wewnętrzne, między Sulejmanem a jego synem Selimem oraz innym konkurentem do tronu, Bajazytem, brakiem zawartego pokoju z Persja oraz walką o zboże z Wenecją. To wszystko, nie zniechęciło wierzącego w swoją siłę, Sulejmana I, który podjął decyzję o inwazji na Maltę, przy użyciu całej swej morskiej potęgi.


[1] H.J.A. Sire, Kawalerowie Maltańscy, PIW, Warszawa 2000, s. 100
[2] Historia Małych Krajów Europy, Rozdział Malta, Mariusz Misztal, Ossolineum, Wrocław 2002, s. 292
[3] Tamże s. 296
[4] A. Zieliński, op cit.. s. 102
[5] Fernand Braudel, Morze Śródziemne i i swiat śródziemnomorski w epoce Filipa II, tom II, Książka i Wiedza, Warszawa 2004, s. 332
[6] A. Zieliński, op. cit… s. 87
[7] F. Braudel, op. cit… s. 347