"Kondotierzy" - słynna książka Rafała Gan-Ganowicza, której wydanie wznowiło Wydawnictwo Prohibita,
opisywana jest jako manifest antykomunizmu walczącego, czynnego,
takiego, który realizował się na polach bitew, w potyczkach i walkach na
terenie całego świata. Gan-Ganowicz nie był typem zwykłego najemnika, który za pieniądze rusza we wskazane miejsce. Niejednokrotnie odmawiał wzięcia udziału w jakimś konflikcie, mimo że oferowano mu wyższą pensję. W ten właśnie sposób odmówił samemu ,,Che" Guevarze. W wyborze teatru wojennego kierował się właśnie antykomunizmem - walczył przeciwko czerwonym w Kongo i Jemenie, szkolił tam miejscowych bojowników i ochraniał ludność cywilną. Nie wahał się zabijać, być brutalnym i bezwzględnym (takie są wszakże nieodmienne realia wojen na całym świecie), jednakże kierował się też zasadami, które mówiły mu, że walka z sowietami jest walką nie tylko o życie ludzi i narodów okupowanych przez Związek Radziecki, ale też o ich dusze, gdyż komunizm nie zniewala tylko i wyłącznie ciała lecz głównie umysł i wolę człowieka. Dlatego też ,,Kondotierzy" bez wątpienia w jakimś sensie są manifestem zbrojnego anty-komunizmu, który mógł rozwijać się na frontach zastępczych, po tym jak Polska dostałą się pod żelazny but sowietów, a nasz zbrojny opór został całkowicie złamany w obławach i katowniach UB. Może ta opinia o szczególnym, antykomunistycznym wydźwięku książki ma coś w sobie, ale to przede
wszystkim kapitalny reportaż, jeden z lepszych, jakie wyszły z pod pióra polskich reportażystów. Obraz
wojny, ludzkich emocji, rozterek. W dodatku nie dostajemy do ręki
książki napisanej prostym, żołnierskim
językiem, jak często się to dzieje w przypadku wspomnień wojskowych,
najemników itp, zwłaszcza amerykańskich, gdzie całość składa się głównie
ze słów typu ,,strzeliłem do niego, upadł, dowaliliśmy im".
Kondotierzy wyróżniają się piękną, literacką polszczyzną. Doskonale też
widać, że autor nie jest zwykłym rębajłą, tylko oczytanym i światowym
człowiekiem z szerokimi horyzontami humanistycznymi. Zresztą możemy się na ten temat dowiedzieć z treści książki, gdzie autor wzmiankuje, że we Francji uczył zawodowo języka oraz matematyki, by dopiero później ruszyć na podbój świata z karabinem w ręku. Czytając dzieło
Gan-Ganowicza (nie waham się użyć właśnie słowa dzieło) warto zwrócić
szczególną uwagę nie tylko na fragmenty tyczące się walk, czy polityczne
rozważania autora, ale również na bardzo plastyczne, momentami
przejmujące opisy miejsc, które odwiedza podczas swoich licznych
przygód. A strona, na której charakteryzuje wielbłąda zasługuje na
literackiego Nobla. Rzecz ze wszech miar godna polecenia, nie tracąca
nic ze swojej aktualności po tylu latach. Bardzo dobrze, że Prohibita
zdecydowała się wznowić edycję tej książki, bo takiej lektury z zakresu
historii polskich najemników, łączącej praktykę wojenną z talentem
literackim brakowało na polskim rynku. U dołu zdjęcie gór w Jemenie, w
którym walczył autor:
czwartek, 21 lipca 2016
wtorek, 19 lipca 2016
Oblężenie Malty - część 3
Wiadomość o planowanej inwazji dość szybko dotarła do Europy. Już pod
koniec 1564 roku o inwazji (ale jeszcze nie o jej dokładnym celu) wiedział
austriacki cesarz Maksymilian II, na początku roku informację o tym, iż atak zostanie
skierowany na Maltę, otrzymała francuska królowa Katarzyna Medycejska, a w
połowie marca 1565 roku Wielki Mistrz zakonu Jean Parisot de la Valette był już całkowicie
przekonany, iż turecka armada skieruje się na jego wyspę[1].
Upewnienie się, z pewnym wyprzedzeniem, co do celu inwazji dało szansę
mistrzowi Joannitów, na podjęcie działań dyplomatycznych, które w zamierzeniu
miały Joannitom zapewnić wsparcie przeciwko osmańskim najeźdźcom. Rozpaczliwe prośby
o pomoc nie przyniosły jednak wielu wymiernych efektów.
Król Hiszpanii, dysponującej największą, obok tureckiej, flotą[2], nie odczuwał
żadnej konkretnej, krucjatowej, idei zjednoczenia chrześcijaństwa przeciwko
Osmanom, jego plany na wschodzie kończyły się na Sycylii[3] i
mimo nalegań wicekróla Sycylii i dowódcy hiszpańskiej floty, Don Garcii de
Toledo, który pisał, iż Malta jest
kluczem do Sycylii i musimy zrobić wszystko, aby ją ocalić[4], Filip nie podjął
żadnych zdecydowanych kroków. Zarządził jedynie zaciąg 4000 piechoty oraz
wzmocnienie hiszpańskich garnizonów na Korsyce i Sycylii. Spowodowane było to
nie tylko brakiem zapału krucjatowego u Filipa, ale także pustym skarbcem
królewskim, który jeszcze nie został odnowiony po wydatkach poniesionych na rozbudowę
floty.
Również, z braku funduszy, papież Pius IV nie mógł wydatnie wspomóc
Kawalerów Maltańskich, polecił tylko wysłać na Maltę duże ilości prochu i
wyposażenie do armat, a także zalecił modlitwy we wszystkich kościołach
Europy oraz obiecał odpust zupełny wszystkim ochotnikom, którzy udadzą się
bronić Malty[5].
Francja oraz Austria również nie mogły pomóc zagrożonym kawalerom.
Francja miała podpisany traktat o nieagresji z Sułtanem (w Marsylii wybudowano
nawet meczet dla tureckich żeglarzy) a Austria gromadziła siły do obrony przed
spodziewaną lądową wyprawą Turków na Wiedeń.
W tej niekorzystnej sytuacji maltański trzon Zakonu św. Jana musiał
liczyć tylko na własne siły, ponieważ nawet europejskie komandorie zakonu, wbrew
jasnemu rozkazowi Wielkiego Mistrza, zwlekały z wysłaniem ludzi i pomocy
finansowej.
Na początku kwietnia 1565 roku wyruszyła inwazyjna flota muzułmańska,
licząca 130 galer oraz 250 statków pomocniczych i transportowych, które wiozły
ponad 30 tysięcy żołnierzy. Zanim osmańska eskadra, dowodzona przez Mehmeda
Piali Paszę, dotarła w drugiej połowie maja na wody Malty, kawalerowie
zdążyli dokonać jedynie niewielkich poprawek w umocnieniach, głównie w forcie
San Elmo.
Historycy są zgodni, co do liczebności obu wrogich armii. Siły tureckie były
ogromne, szacuje się je na około 40 tysięcy żołnierzy[6] z
czego na ląd zeszła armia licząca 28,5 tysiąca. Na ta liczbę składało się
między innymi 6 tys. Janczarów, 9 tys. spahisów, 4 tys. ówczesnych
,,kamikadze” czyli layalarsów, 7 tys. piechoty, lekkiej jazdy i artylerzystów[7], do
tych oddziałów dołączyli w niedługim czasie także korsarze osławionego Draguta
Raisa w liczbie kilkunastu tysięcy[8].
Strona maltańska liczyła zaledwie 8,5 tys. a wśród nich było tylko 540[9]
kawalerów oraz 1230 najemnych żołnierzy hiszpańskich. Resztę obrońców stanowili
mieszkańcy wyspy (około 5800), z czego niektórzy byli w bardzo młodym albo
bardzo podeszłym wieku, marynarze zdjęci z okrętów (500), kilkuset gości zakonu
z Europy, kilkuset potomków mieszkańców Rodos, którzy podążyli na Maltę wraz z
joannitami, oraz 600 niewolników z galer, którym za pomoc w obronie obiecano
wolność[10].
Po stronie maltańskiej obroną dowodził 71 letni Wielki Mistrz Jean de la Valette, który spędził
kilka lat w muzułmańskiej niewoli, a Wielkim Mistrzem został dopiero w 1557
roku. Dowódcą sił lądowych muzułmanów był Lala Mustafa Pasza, którego Sulejman
odsunął od dowództwa, za niepowodzenie podczas oblężenia Rodos.
Oblężenie, podobnie jak dawniej na Rodos, zaczęło się od grabieży i
niszczenia wszystkiego, co pozostawili mieszkańcy. Na szczęście dla Malty, już
na wstępie operacji zbrojnej, doszło do pierwszego z wielkich błędów, jakie
popełnił Lala Mustafa Pasza. Czuł się pewnie mając za sobą wielką armię. Zamiast
zaatakować najsłabszy, punkt wyspy, dawną stolicę Mdinę, po to, by już na
początku pokazać swoją potęgę i podnieść morale własnej armii, głównodowodzący
zdecydował, że zaatakuje najsilniejszy punkt obrony, czyli fort San Elmo. Można
w różny sposób tłumaczyć taką decyzję: np. brakiem rzetelnych informacji na
temat umocnień na Malcie, zwykłą głupotą i zadufaniem, a może bezprzykładną
wiarą w zwycięstwo i chęcią udowodnienia sułtanowi, że Mustafa potrafi
jednym decydującym uderzeniem rozstrzygnąć losy kampanii.
Jakiekolwiek by nie były powody, głównodowodzący turecki wybrał, na
szczęście dla Malty, najgorszy wariant. A przecież zamiast wiązać wszystkie
swoje siły przy oblężeniu trudnej do zdobycia fortecy, miał kilka innych
możliwości: mógł uderzyć bezpośrednio na Mdinę, mógł też skierować się na główne
miasto Birgu. Birgu (siedziba Wielkiego Mistrza), które wprawdzie było dość
dobrze bronione, ale po jego zdobyciu pozostałe forty nie mogłyby bronić się
samodzielnie – to właśnie Birgu łączyło cały system obronny Malty. Lala Mustafa
Pasza mógł też zaatakować którąś z mniejszych wysp, Gozo lub Comino, które były
praktycznie bezbronne a idealnie nadawały się na przyczółki obserwacyjne, skąd
można by kontrolować całe wody przybrzeżne Malty. To właśnie Gozo przez cały
czas trwania oblężenia utrzymywało kontakty z Sycylią, a co za tym idzie także
z Hiszpanią, umożliwiło to wysyłanie próśb o odsiecz i informowanie zagranicy o
przebiegu oblężenia. Tymczasem, mimo tych możliwości, Turcy oblegli San Elmo. Zdobycie
jego nie dawało im przewagi pod względem strategicznym, ponieważ pozostałe
forty nie potrzebowały San Elmo do samodzielnej obrony. Natomiast podczas
długotrwałego oblężenia tego fortu, kawaleria zakonna dokonywała wypadów z
niezagrożonej Mdiny i nękała (głównie w aspekcie psychicznym) tyły wojsk
osmańskich. Również brakiem strategii wykazała się flota turecka, nie
podejmowała ona aktywnych działań, tylko bezczynnie stała na wodach
przybrzeżnych, praktycznie rezygnując z patrolowania okolic i nie wykorzystując
w ten sposób możliwości przerwania prób komunikacji Malty z resztą świata.
Obrona
twierdzy San Elmo. 24 maja 1565 r. Turcy
zaczęli ostrzeliwać San Elmo[11] z dział
ustawionych na wzgórzu. Przez kilka dni ostrzał był niezbyt skuteczny, ponieważ
zarówno spora odległość, jak i to, iż fort zbudowany był na litej skale (czego
chyba muzułmanie nie wiedzieli), uniemożliwiało dokonanie poważniejszych
zniszczeń w umocnieniach. To ośmieliło obrońców i po pięciu dniach od
początku oblężenia zdecydowali się zrobić wypad. Pomimo początkowych sukcesów,
uzyskanych dzięki zaskoczeniu, wypad obrońców wywołał skuteczny kontratak
Turków, w wyniku, czego obrońcy San Elmo ponieśli spore straty, a co równie
istotne utratę części przednich umocnień. Na zdobytych pozycjach Turcy mogli
ustawić swoje działa i rozpocząć dotkliwy ostrzał twierdzy. Mimo, iż był
to początek szturmu generalnego, muzułmanie zostali odparci, ponieśli bardzo
duże straty, ale jednak ze względu na przewagę liczebną, znowu udało im się
zdobyć kolejną dogodną pozycję do ostrzału.
Najeźdźcy stworzyli szansę, by tę
swoją przewagę wykorzystać – należało użyć floty do otoczenia wyspy i
prowadzenia ostrzału z kilku stron, co sugerował dowódca floty Mehmed Piali
Pasza. Jego pomysł został jednak odrzucony przez Lale Mustafe Paszę, który
postanowił kontynuować szturmy. Kolejny frontalny atak, przeprowadzony za
pomocą doborowych jednostek janczarów, okazał się być wielkim niepowodzeniem.
Nie uzyskano żadnych korzyści terenowych a atakujący janczarzy zostali
zdziesiątkowani. Co ciekawe, podczas odpierania ataków obrońcy stosowali
techniczne ,,nowinki” takie jak gliniane naczynia wypełnione mieszaniną siarki,
smoły, azotanu potasowego, terpentyny i żywicy[12],
które podpalone i zrzucone w kierunku atakujących wybuchały ze znaczną siłą.
Korzystano również z metalowych obręczy owiniętych łatwopalnymi materiałami
nasączonymi oliwą i alkoholem, które skutecznie powodowały podpalanie
zwiewnej odzieży muzułmańskich napastników. Natomiast Turcy dysponowali bombami
zapalającymi, którymi nękali obrońców[13].
Zniechęcony brakiem skuteczności dotychczasowego
ostrzału oraz frontalnych ataków, dowódca turecki posłuchał rady doświadczonego
już kilkakrotnie w walkach z Joanitami, korsarza Draguta i pozwolił mu w
nowy sposób rozmieścić działa. Dzięki umiejętnościom Draguta nowy ostrzał był
zdecydowanie bardziej skuteczny od poprzedniego. Jak podaje Mariusz Misztal,
Turcy ostrzeliwali San Elmo 54 działami, z trzech stron, w wyniku czego na
umocnienia spadało około 7 tys. kul dziennie[14].
Rozpaczliwa sytuacja obrońców
skłoniła ich dowódcę do wysłania do Wielkiego Mistrza gońca z prośba o pozwolenia
na poddanie fortu. La Valette
nie mógł się jednak na to zgodzić, gdyż cały czas liczył na odsiecz od
wicekróla Sycylii, wspomnianego wcześniej Don Garcii de Toledo. Pomoc owa miała
zostać wysłana (według rachunków mistrza zakonu) około 20 czerwca, należało
więc jak najdłużej utrzymać wszelkie możliwe przyczółki, by sojusznicy nie
uznali, iż odsiecz jest już zbędna i nie skoncentrowali swoich sił do obrony
Sycylii czy Korsyki, zamiast posyłać je na i tak już straconą Maltę. Zdając
sobie sprawę z tego, że odmowa poddania jest równoznaczna z poświęceniem
wszystkich obrońców San Elmo, Wielki Mistrz podjął tą rozpaczliwą decyzję w
pełni świadomości, wybierając mniejsze zło.
Turcy, oprócz wzmocnienia ostrzału odcięli
również lądowe połączenie między San Elmo a Birgu, którędy, przez prawie
miesiąc obrońcy pozyskiwali proch, żywność, lekarstwa i odsyłali swych rannych.
Opóźnienie decyzji tureckiej, w tym zakresie, również dowodzi braku zdolności
taktycznych Lali Mustafy Paszy. Natomiast w tym ostatnim pociągnięciu widać dobre
rzemiosło wojenne i doświadczenie Draguta, poprzez jego działania, przerwano wspomagającą
obrońców komunikację między fortem a Birgu.
Po tym sukcesie Turcy jeszcze
bardziej nasilili ostrzał trafiając w ostatni magazyn prochu i amunicji w
forcie San Elmo. Ponowili także szturmy, które mimo, iż zostały odparte
pochłonęły wiele ofiar wśród obrońców. Kawalerowie Maltańscy, nie rezygnowali,
prowadzili, kontrostrzał z fortu, w wyniku którego zginął ich wieloletni
prześladowca Dragut Reis, trafiony przypadkowym odłamkiem odłupanej strzały.
Korsarz nie umarł od razu, ale mimo, iż żył jeszcze kilka dni, to nie mógł już
dowodzić kolejnymi atakami i wspomagać swym doświadczeniem napastników[15]. Był
to bez wątpienia doświadczony, ale i okrutny korsarz i żołnierz, który siał
przez wiele lat spustoszenie. Przylądek, na którym była ulokowana artyleria
Draguta, i na którym pirat poniósł śmierć, znany jest do dziś jako przylądek
Draguta.
Mimo utraty świetnego dowódcy Turcy
kontynuowali skuteczne niszczenie umocnień i 22 czerwca przypuścili najbardziej
zmasowany atak piechoty. Kilka tysięcy żołnierzy podjęło aż trzy próby zdobycia
fortu, byli już blisko celu, obrońcy zdołali jednak, mimo wielkich strat, odeprzeć
szturm. Ciężkie straty i brak posiłków oraz amunicji nie pozwolił jednak na
odparcie kolejnego szturmu, który nastąpił następnego dnia, w święto Jana
Chrzciciela, patrona zakonu. Turcy zdobyli wreszcie fort i dopuścili się okrutnej
rzezi na pozostałych przy życiu obrońcach. Przeżyło tylko 9 kawalerów, którzy
poddali się korsarzom oraz kilku innych, którym udało się wpław przedostać do
Birgu. Bohaterscy obrońcy utrzymywali swoje pozycje przez ponad miesiąc. W tej
desperackiej obronie poległo ponad 1000 najlepszych żołnierzy, w tym około 150
kawalerów. Turcy przejęli także 30 doskonałych dział, które jednak Lala Mustafa
Pasza, po raz kolejny zaślepiony pychą , kazał odesłać sułtanowi do
Konstantynopola jako podarek.
Po, okupionym olbrzymimi stratami, zdobyciu
san Elmo Turcy zwrócili swoje siły w kierunku Birgu. W tej nowej sytuacji
taktycznej ponownie ujawniła się jałowość myśli taktycznej dowództwa
osmańskiego oraz mądrość i wielka trzeźwość umysłu mistrza de La Valette. Wielki
Mistrz kazał zdjąć wszystkie dodatkowe działa z galer i przenieść je do Birgu,
przesunął tam też wszystkie oddziały z Mdiny oraz wydał rozkaz nie brania
jeńców, a tych którzy pozostali nakazał skierować do naprawy umocnień, podczas
czego byli wystawieni na ostrzał tureckich armat. Lala Mustafa Pasza zaczął
szybko ostrzeliwać nowe cele, nie obserwując przeciwnika nie zastanawiając się
nad jego działaniami – znowu zwyciężyła zaślepiająca go pycha, której sprzyjał
brak logiki i refleksji.. Być może myślał, że po upadku najpotężniejszego
fortu, San Elmo, inne twierdze nie będą stawiały oporu a morale i wola walki
maltańczyków, spadnie. Sam jednak to morale wzmacniał swoimi czynami, takimi
jak dokonanie bezsensownej rzezi na obrońcach San Elmo. Zachowując się w ten
sposób nie pozostawił oblężonym innego wyjścia jak walczyć do ostatniej kropli
krwi.
Zwiastun oczekiwanej pomocy. W niedługim czasie
doszło do bardzo ważnego wydarzenia. Na Maltę przybyły pierwsze posiłki wysłane
przez wicekróla Sycylii. Don Garcia de Toledo posłał 700 żołnierzy i 54
artylerzystów z dwóch powodów. Po pierwsze by rzeczywiście wspomóc oblężonych a po
drugie by wybadać, czy istnieją szanse na desantowanie dużo większej grupy
wojsk i czy galery transportowe w ogóle są zdolne dotrzeć na wyspę. Na wypadek
jakichkolwiek trudności i zagrożeń związanych z lądowaniem, wicekról zawczasu
rozkazał zawrócić statki wiozące posiłki. Ostrożny dowódca desantu trzykrotnie
próbował dopłynąć do Malty i trzykrotnie chował się na pobliskim Gozo
przed osmańską flotą - dzięki wcześniejszemu zignorowaniu tej wyspy przez
muzułmanów. Za czwartym razem udało się wysadzić posiłki na Malcie i pod osłoną
nocy, całkowicie bezpiecznie przetransportować żołnierzy do Birgu. Dowódca
okrętów odpłynął z powrotem na Sycylię, wioząc informacje o sytuacji oblężonych
i prośby Wielkiego Mistrza o większą pomoc[16].
Lala Mustafa Pasza oczywiście nie zauważył całego manewru, jednak i on otrzymał
wkrótce posiłki. Z Afryki południowej przybył kolejny doskonały korsarz Hassam
(krewny Draguta), prowadząc ze sobą 2,5 tys. doborowych wojowników oraz nowe
działa.
[1] A. Zieliński, op. cit… s. 11-12
[2] W 1564 roku Hiszpania dysponowała
około 100 galerami, co było znacznym postępem w porównaniu z np. rokiem 1563,
kiedy to mogła wystawić ,,jedynie” 70 galer. Informacje o stanie floty za: F.
Braudel, Morze Śródziemne…, tom II, s.
370-71
[3]
F. Braudel, op. cit…, s. 372
[4] Historia
Małych Krajów Europy, op. cit… s. 296
[5] A. Zieliński, op. cit… s. 13, i Historia Małych Krajów Europy, op. cit…
s. 297
[6] Taka liczbę podają wszyscy cytowani
wyżej autorzy
[7] Dokładny opis różnych rodzajów
tureckich wojowników, jednostek wojskowych i szyków bitewnych można znaleźć w
Andrzej Michałek, Wyprawy Krzyżowe, Armie
ludów tureckich, Bellona, Warszawa 2001 oraz Andrzej Michałek, Wyprawy Krzyżowe, Mehmed Zdobywca, Bellona,
Warszawa 2002 a
także w A. Zieliński, Malta… w
rozdziale Imperium Sulejmana Wspaniałego,
s. 68-88
[8] A. Zieliński, op. cit… s. 107
[9] H.J.A Sire, Kawalerowie Maltańscy, PIW, Warszawa 2000, s. 114
[10] A. Zieliński, op. cit… s. 107
[11] Historia
Małych Krajów Europy, op. cit… s. 298
[12] Tamże
[13] A. Zieliński, op. cit… s. 119
[14] Historia
Małych Krajów Europy, op. cit… s. 299
[15] Richard McKenney, Europa XVI wieku, Piw, Warszawa 1997, s.
302
[16] Mistrz de la Valette sprytnie nie
poinformował sycylijczyków o upadku San Elmo, czym zwiększył szanse na
uzyskanie większej i szybszej pomocy.
środa, 6 lipca 2016
Z reportażem dookoła świata
Wakacje sprzyjają podróżom, warto więc również nie tylko odwiedzać dalekie kraje ale i czytać o nich u tych autorów, którzy poświęcili swój czas i sporą część życia, by przekazać wiedzę na temat najciekawszych wydarzeń na świecie i bliższych oraz dalszych podróżach.
Przedstawiam zatem krótką listę najciekawszych, moim zdaniem, książek z zakresu reportaż/podróże, wraz z oceną w skali 1-10.
1. Dariusz Rosiak - Żar - zapiski z podróży cenionego, radiowego dziennikarza po Afryce. Rosiak nie opisuje krajobrazów, poświęca mało miejsca przyrodzie. Dla niego najważniejsi są ludzie i procesy społeczne zachodzące na Czarnym Lądzie. Książka napisana bez stereotypów, ani krytyczna, ani zbyt entuzjastyczna. Dobra, mocna i wyważona literatura. 8/10
2. Sławomir Koper - Chorwacja - znany głównie z książek o życiu towarzyskim II RP i PRL autor, tym razem przedstawia nam kraj niezbyt odległy ale jakże miły wielu Polakom. Ciekawe spojrzenie na historię, kulturę i kulinaria najchętniej odwiedzanego bałkańskiego kraju. 7/10
3. Dariusz Rosiak - Ziarno i Krew - o tej książce pisałem już w innym poście, więc teraz tylko krótkie przypomnienie: Rosiak podąża śladami blisko-wschodnich chrześcijan poczynając od Szwecji (!), poprzez Turcję, Liban, Armenię. Moim zdaniem najlepsza książka o sytuacji chrześcijan pod rządami islamistów. 9/10.
4. Katarzyna Surmiak-Domańska - Ku Klux Klan. tu mieszka miłość - tą książkę również omawiałem wcześniej - genialny obraz życia amerykańskiej prowincji. Dziennikarka Wyborczej o dziwo obiektywnie podchodzi do tematyki Ku-KluX-Klanu, rozmawia z liderami i zwykłymi członkami oraz sympatykami Klanu. Wspaniale ukazuje również zwykłą codzienność małych miejscowości na Południu USA. 10/10
5. Łukasz Orbitowski - Zapiski Nosorożca - Orbitowski jest genialnym powieściopisarzem, ale na pewno nie jest mistrzem literatury podróżniczej i reportażu. Książka podzielona na dwie części: w jednej opisuje swoje przygody w Afryce i ta część ma niewielką wartość poznawczą, jest raczej luźnym zbiorem przemyśleń, emocji i refleksji autora. W drugiej części Orbitowski na nowo interpretuje, bądź wymyśla mity afrykańskie w formie krótkich opowiadań i trzeba przyznać, że to wychodzi mu znakomicie. Czuć w nich afrykańską moc, dzikość i tajemnicę. 7/10
6. Bill Bryson - Zapiski z Wielkiego Kraju - Humorystyczna książka Brysona, w której zgrabnie pisze o Ameryce i porównuje dawną kolonię z dawną metropolią czyli Anglią. Poczucie humoru w stylu Jeremyego Clarksona połączonego ze Stevenem Clarkem, wzbogacone na prawdę trafnymi refleksjami na temat społeczeństw USA i Wielkiej Brytanii. 6,5/10
7. Oliver Bullough - Kaukaz. Niech Świat Rozbrzmiewa Naszą Chwałą. - świetny i głęboki reportaż na temat rdzennych mieszkańców Kaukazu, ich burzliwej historii, tradycji, różnorodności religijnej i kulturowej. Wszystko to w cieniu wieczystych zmagań z imperium rosyjskim, najpierw pod władaniem carów, później komunistycznych zbrodniarzy, a obecnie neoimperializmu putinowskiego. 9/10
8. Jeffrey Tayler - Mordercy w Mauzoleach - Mieszkający od 15 lat w Moskwie Tayler podejmuje długą podróż, by dowiedzieć się jak żyją zwykli mieszkańcy Rosji i Chin oraz co sądzą o obecnych stosunkach obu mocarstw i jaki wpływ wywiera na ich życie zmieniająca się geopolityka. Podróżując przez małe wioski i miasteczka Kaukazu, Mongolii, Chin Centralnych i wielu innych regionów Tayler rozmawia z ludźmi - robotnikami, nauczycielami, handlarzami, pytając ich o najdrobniejsze szczegóły ich społecznego funkcjonowania. Wszystko to z historią Dżynghis Hana w tle. 9/10.
9. Grzegorz Bębnik - Ostatnia Walka Afrykanerów - Najbardziej naukowa z wymienionych prac. Będnik analizuje sytuację społeczno-polityczną Burów po epoce apartheidu. Z jakimi problemami mierzą się Afrykanerzy? Czy teraz to oni są grupą prześladowaną? Czy Czarni mieszkańcy RPA tworzą wspólny front? Czy Burowie przetrwają kolejne lata? Kim jest dla nich Mandela? Kim był Hani? Te pytania mogą się nam wydawać egzotyczne, ale dla białej społeczności RPA są kwestią życia i śmierci. 9/10.
Oblężenie Malty - część druga
Ciąg dalszy historii oblężenia Malty w odcinkach (odcinek 2):
Mimo przejściowych niepowodzeń, turecka potęga wciąż rosła a każdy
kolejny sułtan spoglądał w kierunku Rodos. Następną wielką wyprawę zaplanował
Sulejman I, zwany później Wielkim. Było to latem 1522 roku, sułtan osobiście
poprowadził na wyspę armię jeszcze liczniejszą niż ta z 1480 roku. Oblężenie
ciągnęło się przez kilka miesięcy, obfitowało w podstępy, zdrady (za zdradę
stracono kanclerza zakonu Amarala) i w wiele ofiar po jednej jak i po drugiej
stronie. W końcu, 1 stycznia 1523 roku, wielki mistrz zakonu Philippe Villieres
de L’Isle Adam, przystał na tureckie warunki honorowej kapitulacji i wraz z pozostałymi
przy życiu kawalerami opuścił, pod bronią i z podniesionym sztandarem, wyspę.
Tak dobiegł końca ponad dwustuletni pobyt zakonników na Rodos. Zwycięski sułtan
Sulejman powiedział podobno, iż smuci go,
że zmusza tego dzielnego człowieka, by opuścił swój dom[1]. Za opuszczającymi
wyspę zakonnikami udało się w podróż również ponad półtora tysiąca mieszkańców wyspy, którzy niegdyś przeciwni Joannitom,
teraz byli do nich prawdziwie przywiązani.
W takiej sytuacji zakon musiał znaleźć sobie nowe miejsce do
zamieszkania. Chociaż wśród kawalerów panowało przekonanie, że wygnanie z Rodos
jest tylko tymczasowe i prędzej czy później uda się wyspę odzyskać, to
jednak były to nadzieje płonne. Kiedy zaproponowano zakonowi Maltę jako nową
siedzibę, joannici nie byli zadowoleni ponieważ wyspa ta, w porównaniu z Rodos,
jawiła się jako wielce niegościnna i jałowa. Kronikarze zakonu, po obejrzeniu
wyspy pisali w następujący sposób: Malta
to jedynie nieurodzajna skała, długa na 20 i szeroka na 12 mil, ledwo pokryta trzema
czy czterema stopami gruntu, bez drzew czy innej roślinności. Latem jest tu
niesłychanie gorąco; nie ma bieżącej wody, a tylko nieliczne źródła. Za opał
służy wysuszony w słońcu nawóz zwierzęcy. Na tej skale mieszka ok. 12 tysięcy
ludzi, biednych i nieszczęsnych z powodu jałowości ziemi. Są oni w stanie
wydrzeć ziemi zboża jedynie na jedną trzecią część roku. Wyspie wciąż grożą
ataki północno afrykańskich korsarzy, którzy ustawicznie palą i rabują wioski,
biorąc w niewolę mieszkańców. Wysepka Comino jest naga, a żyją tam jedynie
grzyby i ptaki morskie. Wyspa Gozo jest bardziej urodzajna od Malty ale nie ma
dobrego portu[2].
Nic, zatem dziwnego, że zakonnicy niechętnie przenosili się na tak
nieciekawą wyspę, a ich wielki kronikarz napisał potem: każdy, kto nigdy wcześniej nie przebywał na wyspie, dziwił się, jak
kawalerowie mogli myśleć o pozostaniu tam[3].
Cesarz Karol V przyznał zakonowi Maltę oraz pozostałe wysepki takie jak
Gozo czy Domino, a także miasto Trypolis w północnej Afryce w 1530 roku. Kawalerowie, traktujący
niegościnną Maltę jako siedzibę tymczasową, nie ustawali w poszukiwaniu innego
miejsca, starając się o Elbę, Majorkę, czy też o półwyspy na Sycylii, Korsyce i
Sardynii. Starania te nie powiodły się jednak, ponieważ w Europie przeważała
opinia, iż zakony rycerskie są już ideą niepotrzebną, przestarzałą, zatem
oddawanie jednemu z nich dobrych i bogatych ziem, jest zwykłym
marnotrawstwem. Traktowanie Malty jako tymczasowego miejsca osiedlenia nie było
korzystne dla Joannitów, ponieważ drastycznie zmniejszyła się rekrutacja do
zakonu, a przebywający na wyspie kawalerowie nie dbali o rozwój umocnień jak
również nieprzyjaźnie odnosili się do rdzennych mieszkańców wyspy.
Dopiero Wielki Mistrz Juan de Homedes y Coscon rozpoczął poważne prace fortyfikacyjne
Malty, zmusiły go do tego najazdy korsarzy będących na usługach sułtana
Sulejmana. Najazd Char ad-dina Barbarossy w 1547 roku, a następnie poważniejszy
atak Sinana Paszy i słynnego korsarza Draguta Raisa w 1551, uwidoczniły
kawalerom, iż bez nowych, mocnych fortyfikacji nie utrzymają wyspy zbyt długo.
Atak z 1551 roku, będący odwetem za najazd joannitów na piracką siedzibę Dżerbę,
pokazał wielką słabość dotychczasowych umocnień. Najeźdźcy splądrowali całą
rolniczą część Malty, zrównali z ziemią miasteczko Gozo i uprowadzili w
niewolę ponad 5 tysięcy mieszkańców. Niepowodzenia te ostatecznie przesądziły o
podjęciu przez mistrza Coscon decyzji o wybudowaniu solidnego systemu
obronnego. Na wysuniętym cyplu, skąd można było bronić dostępu do zatoki
Wielkiego Portu, wybudowano bardzo trudno dostępny fort San Elmo, natomiast w
głębi powstał fort San Michael, który miał za zadanie bronić dostępu do miasta
Birgu oraz do miasteczka Senglea, jak również był ostatnią zaporą
uniemożliwiającą atak na istniejący wcześniej fort San Angel.
Zakonnicy, którzy powoli przywykli do myśli, iż Malta pozostanie ich
stałą siedzibą, zwiększyli swoją aktywność. Zaczęli odzyskiwać utraconą
reputację świetnych żeglarzy i liczącej się siły politycznej w basenie
Morza Śródziemnego. Rozwijali infrastrukturę wyspy oraz flotę, wznowili także
swoją tradycyjną funkcję - ochrony morskich karawan, zwalczali piratów i korsarzy
z północnych wybrzeży Afryki, wspierali skierowane przeciw sułtanowi akcje flot
genueńskich i hiszpańskich a także prowadzili na swoich statkach szkolenia dla
cudzoziemskich żeglarzy. Należy też pamiętać, że kawalerowie, których zaczęto
nazywać maltańskimi, nie odnosili samych sukcesów. Jedną z największych i
niechlubnych porażek joannitów była utrata Trypolisu w 1551 roku. Wspomniany
wcześniej korsarz Dragut, wspierany przez flotę sułtana Sulejmana zaatakował
to, należące do zakonu, miasto. Obrona Trypolisu wcale nie przypominała
poprzednich bohaterskich walk o Akkę czy Rodos. Maltańczycy poddali się prawie
bez walki, przyjęli kompromitujące warunki kapitulacji i opuścili miasto
zostawiając w nim mieszkańców na pastwę bezwzględnego Draguta[4]. Kolejną
klęskę ponieśli kawalerowie znowu w konfrontacji z Dragutem – paraliżował on
swoimi pirackimi rajdami życie całej zachodniej części Morza Śródziemnego z
Katalonią i Walencją włącznie[5]. Tym
razem flota pod dowództwem korsarza pokonała w bitwie morskiej, w okolicach Dżerby,
połączone siły maltańsko-hiszpańskie a porażka ta wywołała panikę wśród
kawalerów. Po tym zdarzeniu Wielki Mistrz Jean de la Valette planował nawet kolejne
przeniesienie siedziby zakonu na bardziej bezpieczną Korsykę.
Mimo tych dwóch porażek siła zakonu maltańskiego była znaczna, a pozycja
zajmowana przez joannitów na Morzu Śródziemnym bardzo utrudniała osiągnięcie
tureckiej dominacji w tym rejonie. Aby odzyskać półwysep iberyjski, co było
największym marzeniem sułtana Sulejmana I[6],
należało najpierw pokonać Joannitów i zająć ważną ze strategicznego punktu
widzenia Maltę. Malta była bramą do zajęcia Sycylii i Korsyki, dwóch
najważniejszych wysp regionu. Fernand Braudel twierdzi, na podstawie licznych
dokumentów źródłowych, że szczyt morskiej potęgi Turków przypadł właśnie na
zwycięstwo w okolicach Dżerby a po tym zdarzeniu ich siła zaczęła maleć.
Uzasadnia ten pogląd mówiąc, iż w latach 1561-1564 armada turecka nie wypłynęła
swoją całą siłą na morze ani razu, a wszelkie paniczne doniesienia o tym,
iż Turcy się zbroją były fałszywe bądź przesadzone.[7] Siła Turków jednak wciąż była znaczna, mimo
rozlicznych kłopotów imperium osmańskiego, takich jak epidemie w 1561 roku,
słabe zbiory przez kilka lat, konflikty wewnętrzne, między Sulejmanem a jego
synem Selimem oraz innym konkurentem do tronu, Bajazytem, brakiem zawartego
pokoju z Persja oraz walką o zboże z Wenecją. To wszystko, nie zniechęciło
wierzącego w swoją siłę, Sulejmana I, który podjął decyzję o inwazji na Maltę,
przy użyciu całej swej morskiej potęgi.
[1] H.J.A. Sire, Kawalerowie Maltańscy, PIW, Warszawa 2000, s. 100
[2] Historia
Małych Krajów Europy, Rozdział Malta, Mariusz Misztal, Ossolineum, Wrocław
2002, s. 292
[3] Tamże s. 296
[4] A. Zieliński, op cit.. s. 102
[5] Fernand Braudel, Morze Śródziemne i i swiat śródziemnomorski
w epoce Filipa II, tom II, Książka i Wiedza, Warszawa 2004, s. 332
[6] A. Zieliński, op. cit… s. 87
[7]
F. Braudel, op. cit… s. 347
Subskrybuj:
Posty (Atom)