wtorek, 1 listopada 2016

,,Tak się nie zmyśla"

Są trzy rzeczy, które przekonują do prawdziwości Ewangelii i istnienia oraz zmartwychwstania Jezusa bardziej niż setki naukowych opracowań, badań, apologii i pism teologicznych.

Pierwsza z nich to fakt, że uczniowie opisywali zmartwychwstanie w suchych, prostych słowach, bez jakiejkolwiek pompatyczności, mitologizacji itp, jakże widocznych przy innych próbach ,,udowodnienia" prawdziwości mitu danego bohatera. Sami byli wręcz zdziwieni tym co się stało, wyraźnie podkreślali swoje niedowiarstwo i zaskoczenie. Brak tu wzniosłych słów typu ,,zszedł z nieba w blasku słońca, a jego majestat nas oślepiał". Jest proste opisanie tego, jak Jezus przyszedł i poprosił o kawałek ryby. To tak zwykłe, że aż naturalnie prawdziwe. Jakiż oszust i mitotwórca pisałby o tym, że jego Bóg, czy bohater przychodzi i brutalnie mówiąc wcina kawałek zwykłej ryby z niezbyt czystego talerza? Jaki inny falsyfikator pisałby o tym, że bezceremonialnie wkłada brudny paluch w ranę swojego Boga, żeby sprawdzić, czy to aby nie jakiś oszust?  Tą prostą prawdę potwierdza wielki mistyfikator, megaloman i utopista nowożytności - Jean Jacques Rousseau. On, który tworzył obrazy wiecznej szczęśliwości, raju na ziemi, mity tzw. ,,dobrego dzikusa", ten który wymyślił nowego boga pod postacią Woli Powszechnej, stwierdza w prostych słowach na temat Ewangelistów - ,,Tak się nie zmyśla". 

Drugi fakt - Ewangeliści piszą, że Jezus po zmartwychwstaniu objawił się najpierw kobietom i to one były pierwszymi świadkami potwierdzającymi cud. W czasach, w których rola kobiety była tak niska, że nie mogły one nawet zeznawać w sądzie, powierzenie potwierdzenia cudu właśnie im musiałoby być niewyobrażalne dla kogoś, kto chciałby całą historię zmyślić. Jej wiarygodność w oczach współczesnych byłaby znikoma i żadnego mitu na świadectwie kobiet nie udałoby się stworzyć, gdyby ów rzekomy mit nie był po prostu niepodważalną prawdą. Ewangelista kłamca umieściłby w roli świadka na pewno mężczyznę, zapewne także kogoś o znacznej pozycji społecznej itp, natomiast Ewangelista relacjonujący prawdę, napisał po prostu tak jak było.

Trzeci fakt - żadne inne wydarzenie starożytności nie zostało potwierdzone w źródłach przez tak wielką liczbę świadków, w tak krótkim czasie po jego ,,staniu się". Ewangelie podają, że zmartwychwstałego Jezusa widziało ponad 500 osób i żadne ówczesne źródło tego nie podważa, a przecież pierwsi chrześcijanie mieli wielu wrogów i jeśli fakt ten byłby zmyślony, wrogowie owi bez wątpienia od razu przedstawiliby swoją wersję wydarzeń. Poza tym wszystkie pisma zwane Ewangeliami powstają bardzo szybko po śmierci Jezusa (współczesne badania mówią, że nawet już 30 lat po tym wydarzeniu, inne, że 60 do 70 lat). W dobie przekazu mówionego jest to tępo wręcz kosmiczne, zważywszy na to, że pierwsze zachowane, pisane relacje na temat dokonań Aleksandra Wielkiego datujemy na ponad 120 lat po jego śmierci, a jakoś w istnienie Aleksandra nikt poważny nie wątpi. 


Dlaczego o tym piszę? - ponieważ te i inne, także naukowe, historyczne twierdzenia analizuje w swojej książce ,,Śledztwo w sprawie Jezusa", włoski badacz Antonio Socci. Książka, wydana w 2008 roku, jest moim zdaniem jedną z bardziej przekonywujących prób ukazania prawdziwości życia Jezusa, relacji ewangelicznych i samego Zmartwychwstania, jakie współcześnie napisano. Zwłaszcza, że w wielu miejscach opiera się na opiniach naukowców ateistów, racjonalistów, którym trudno zarzucić apologetyczne podejście.  Widać to szczególnie wyraźnie nie tylko na przykładzie Rousseau, ale także Habermasa oraz naczelnego rabina Rzymu, który właśnie badając żydowskie proroctwa dotyczące przyjścia Mesjasza nawrócił się na katolicyzm widząc, jak dokładnie sprawdzają się one w osobie Jezusa. Widać to również na przykładzie naukowców badających Całun turyński, którzy sceptycznie przystępując do badań, w większości po ich zakończeniu stwierdzali, iż ,,ręka ludzka nie mogła tego dokonać" (współczesna technika nie jest w stanie odtworzyć Całunu, zatem tym bardziej niedorzeczne wydają się teorie o jego średniowiecznym, fałszerskim pochodzeniu) a postać weń owinięta nie wyszła z niego tylko ,,wyparowała w rozbłysku, równym mocy nuklearnego wybuchu". Kwestii całunu poświęca Socci sporą część swojej książki i jest to jeden z ciekawszych jej fragmentów. Zachęcam zatem zarówno wierzących, jak i nie wierzących do przeczytania i zweryfikowania swojej wiedzy (jeśli nie przekonań) na temat historycznych źródeł dotyczących Jezusa, naukowych badań na temat Całunu i rachunku prawdopodobieństwa wypełnienia się dziesiątek proroctw w przypadku jednej, jedynej osoby. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz