wtorek, 12 września 2017

Destrukcja i Kryzys czyli czym była reformacja – recenzja najnowszej książki prof. Grzegorza Kucharczyka

Wydawnictwo Prohibita wydało niedawno niewielką, ale ważną książkę znanego, polskiego historyka idei prof. Grzegorza Kucharczyka pt. ,,Destrukcja i Kryzys. Szkice o protestanckiej reformacji”. W dobie bezrefleksyjnego ekumenizmu i ,,dialogowania” jest to bardzo przydatna odtrutka i odpowiedź na posoborowe traktowanie reformacji, jako wydarzenia pozytywnego, wręcz wartego fetowania, czego przykładem jest choćby włączenie się Kościoła w 500-lecie obchodów buntu Marcina Lutra. Już samo to, że Kościół świętuje wydarzenie, które doprowadziło do największego w historii i najbardziej opłakanego w skutki podziału w swym łonie powinno wzbudzić ostrą reakcję i polemikę, a tym czasem poważnej debaty na ten temat brak. Katolickie media głównego nurtu, już tak bardzo przesiąkły modernizmem, liberalizmem i indeferentyzmem religijnym, że trudno się w nich doszukać jakiejkolwiek, poważnej refleksji na temat reformacji – znajdujemy tam jedynie pochwały pod adresem protestantyzmu i wezwania do coraz szerszego dialogu. to mniej więcej tak, jakby jakaś z wielkich korporacji cieszyła się z wrogiego przejęcia ponad połowy swojego biznesu, albo polskie elity polityczne w XVIII wieku radowały się z powodu rozbiorów.
Nawet uznane katolickie, perdiodyki naukowe stronią od tejże tematyki, o czym pisał choćby Adam Wielomski w jednym z ostatnich numerów ,,Najwyższego Czasu”. Książka Kucharczyka jest dobrym wstępem do zapełnienia tej luki polemicznej i przejścia do bardziej rozbudowanych lektur jak choćby zbioru dokumentów pt. ,,Protestantyzm potępiony przez papieży” wydanych również przez SKCh im. ks. P. Skargi lub najlepszego, polskojęzycznego opracowania nt. reformacji ,,Myśl polityczna reformacji i kontrreformacji. Tom 1. Rewolucja protestancka” autorstwa prof. Wielomskiego. 
Autor omawia przyczyny wystąpienia Lutra, jasno określając je jako bunt, co tak bardzo odróżniało właśnie doktora Marcina od wielu prawdziwych reformatorów, którzy próbując zmieniać Kościół, nigdy nie wymówili mu posłuszeństwa, a już na pewno nie określali go mianem ,,nierządnicy babilońskiej" i ,,antychrysta", jakimi to epitetami zwykł posługiwać się ojciec reformacji. Kucharczyk wskazuje też na fideistyczne i w gruncie rzeczy reakcyjne poglądy Lutra, obalając współczesny mit o nowoczesności i postępowości reformacji. Tak samo jak w książce prof. Wielomskiego znajdziemy tu niezbite dowody na skrajną wsteczność myśli protestanckiej, chęć cofnięcia Kościoła do czasów powstawania Ewangelii, z której to zresztą Luter wybierał sobie jedynie te fragmenty, które mu odpowiadały i podkreślał, że ma lepszą wiedzę na ten temat niż papieże, biskupi a nawet aniołowie. To właśnie posunięte wręcz do granic absurdu zadufanie w sobie i wulgarność, najbardziej biją po oczach w myśli pierwszego ,,reformatora". Nie będę tu przytaczał co gorszych cytatów, ponieważ jest ich sporo w książce Kucharczyka, a i sam zrobiłem na blogu wcześniej takie zestawienie (dostępne TUTAJ).

    Ważne fragmenty książki mówią o roli predestynacji i negacji wolnej woli w nauce Lutra. Jest to istotny problem, który miał wpływ na wiele późniejszych ruchów religijnych, doktryn, czy rewolucji polityczno-społecznych.
     Można w tym miejscu zadać pytanie d
laczego większość reformatorów, tak zaciekle walcząc o wolność do osobistej wypowiedzi i wolność interpretacji, negowała jednocześnie samo pojęcie wolnej woli i wolności? Zarówno wcześniej Wiklif, jak i Luter teoretycznie walczyli o wolność w czytaniu, rozumieniu i nauczaniu Biblii,przeciwstawiając indywidualną interpretację kościelnej tradycji. Zasada sola sriptura, czyli tylko Pismo, miała stać się jedną z naczelnych zasad protestantyzmu. Kwestia ta wydaje się jednak prosta tylko z pozoru. Jako, że w dziele De Serve, Luter zanegował wolną wolę, musiał też zmienić podejście do wolnej interpretacji i stał się wręcz fanatykiem nieomylności, jednakże za nieomylnego uważał wyłącznie siebie[1] – kompetencje papieża w tej kwestii odrzucał[2], pisząc: Kto nie przyjmuje mojej nauki nie może być zbawionym[3]. Stawiał zatem siebie nie tylko w roli papieża, ale nawet i Chrystusa, co skrajnie kontrastowało z jego początkowym wyznaniem, w którym twierdził, że bez Jezusa jest nikim i niczym. Tu, w kilka lat później, sam siebie umieścił na piedestale, spychając swojego wcześniejszego mistrza na piętro niżej. Z tak pojmowanej nieomylności zrodzi się jednak wkrótce wolnomyślicielstwo i odrzucanie wszelkich zwierzchności. Skoro jeden człowiek mógł przyznać sobie miano bezbłędnego w kwestiach teologicznych, nie dokonując absolutnie żadnych cudów i w niczym nie przypominając Jezusa, negując dodatkowo autorytet następcy św. Piotra, czyli Skały, na której Chrystus obiecał zbudować swój Kościół (MT 16, 13-19), to w takiej sytuacji czymże jest zanegowanie autorytetu tegoż, bądź jakiegokolwiek innego człowieka? Miałkość i chwiejność takiej podstawy doktrynalnej pokazała już najwcześniejsza historia protestantyzmu, kiedy to masowo zaczęły wyrastać rozmaite odłamy, kongregacje i sekty, z których każda głosiła inny pogląd na wiarę, łaskę, zbawienie, politykę i społeczeństwo[4]. Każdy z post-luterańskich reformatorów sam tworzył swoją doktrynę, często nie zgadzając się z doktorem Marcinem i nie uznając jego nieomylności. Luter odrzucając Tradycję, Magisterium i pewność poglądów teologicznych głoszonych przez papieża ex-cathedra, otworzył drogę do dowolnej interpretacji Pisma Świętego, bez konieczności oglądania się ani na Watykan, ani na samego Lutra, co zapewne nie było jego intencją. W tej kwestii widać właśnie  pośredni wpływ Wiklifa i Lutra na liberalizm, ową doktrynalną emanację uwolnionej z okowów autorytetu woli. Gardząc wolnością i wolną wolą arcyherezjarcha i jego nauczyciel Wiklif stworzyli możliwość zarówno ich eksplozji, jak i całkowitego zaniku. Dlaczego zaniku? Wiąże się to z innym aspektem nauczania czołowych twórców reformacji, w którym człowieka traktuje się jako całkowicie grzesznego, niezdolnego do brania udziału, poprzez dobre uczynki, we własnym zbawieniu. Również negacja wolnej woli i teoria predestynacji, czyli z góry przypisanego każdej osobie losu, mogą łatwo ewoluować w doktryny dławiące wolność w sposób nie znany średniowiecznej, czy renesansowej Europie. Liczne sprzeczności występujące w doktrynie Lutra i jego ciągłe wahania umożliwiły zrodzenie się z myśli niemieckiego teologa właśnie tak odrębnych i antagonistycznych kierunków, które raz to walczą z wolnością, raz próbują postawić ją na piedestale. Dodatkowo, wspomniane wcześniej, błyskawiczne powstawanie coraz to nowych odłamów protestantyzmu jedynie potęgowało powyższe zjawisko poprzez tworzenie wielości rozmaitych interpretacji oryginalnego luteranizmu. Uwolnienie przez Lutra, niejako wbrew sobie, możliwości indywidualnej interpretacji biblii poskutkowało zachwianiem autorytetu papieża w tej dziedzinie i rozbiciem religijnej monoideowości Europy. Skoro w wielu umysłach obalono wiarę w nieomylność religijną następcy św. Piotra, następnym krokiem było zwątpienie w sam Kościół, a finalnym rezultatem zanegowanie religii jako takiej.
Skrajny fideista Luter[5] jest zatem praojcemoświeceniowego ateizmu, gdyż podważając porządek teologiczny Europy dał podstawę do jego całkowitego obalenia. Na skutek rewolucji protestanckiej ucierpiały jednak nie tylko autorytety teologiczne, ale w ogóle cała zasada zwierzchności. Raz uprawomocniona reguła kwestionowania rozszerzyła się na wszelkie dziedziny społeczne i polityczne, co w późniejszym okresie dało podwaliny doktrynom liberalnym i anarchicznym. Drugą, zupełnie odmienną konsekwencją nauk Kalwina i Lutra był wzrost roli państwa. Ogromna luka, powstała wskutek odrzucenia przewodnictwa papieża i zanegowania znaczenia działań duchowieństwa w życiu doczesnym, musiała zostać czymś zapełniona. Żeby zachować jakikolwiek porządek i nie popaść w anarchię, społeczeństwo potrzebuje pewnej hierarchii i choćby najmniejszej dozy autorytetu. Wspomnianą lukę w bardzo szybkim tempie zaczęło wypełniać państwo, które początkowo uniknęło skutków lutrowego skoku na autorytet, a wręcz zaczęło korzystać z jego rewolucji. Przyznając sobie coraz to nowe kompetencje, bez konieczności oglądania się na władze religijne, poszerzało w nieznanym dotychczas tempie własne imperium. Protestanci, korzystając z wcześniejszych nauk Marsyliusza i Ockhama, odeszli od tomistycznej wizji świata twierdząc, że władza polityczna stworzona jest jedynie dla celów związanych z doczesnością i nie powinno obchodzić jej zbawienie własnych poddanych, ani nie musi kierować się regułami chrześcijańskimi[6], ale jeśli tylko nie jest katolicka może, według własnej woli, narzucić dany obrządek swoim poddanym dla zachowania porządku społecznego i jedności. Nie trzeba chyba specjalnie podkreślać, że taka sytuacja musiała bardzo ucieszyć władców państw, którzy od upadku Cesarstwa Rzymskiego wciąż ograniczani byli, z czasem coraz mocniej, więzami religijnymi, upominani przez papieży, a nawet obkładani ekskomuniką (co skutkowało niejednokrotnie buntem poddanych)i deponowani z tronu[7]. W skutek reformacji mogli już dłużej nie przykładać takiej wagi do słów płynących z Rzymu, stopniowo coraz bardziej odrzucając autorytet Piotrowy, a zwiększając wpływ własny. Władza świecka rosła w siłę, uzyskując niespotykaną wcześniej w chrześcijańskim świecie suwerenność zewnętrzną i wewnętrzną. Reformacja zatem zbudowała podwaliny nowożytnej teorii suwerenności. Nie był to oczywiście natychmiastowy przeskok, ale proces wzrostu roli i ingerencji państwa bardzo zyskał dzięki rewolucji protestanckiej, wcześniej opierając się bardziej na teorii Marsyliusza i Ockhama niż na praktyce. Sam Luter, świadom dokonanego przełomu, chwalił się, iż od czasów apostołów świecki miecz i zwierzchność nigdy nie zostały tak dokładnie opisane i wychwalone jak przeze mnie[8]. Taki stan rzeczy został osiągnięty nie tylko wskutek rozdzielenia królestw miecza i ducha, ale także poprzez wspomnianą wcześniej negację wolnej woli oraz skrajną teorię predestynacji. Sam Luter pisał przecież, że wolna wola po upadku Adama jest jedynie pojęciem i dlatego, przynajmniej w odniesieniu do wyboru dobra, w ogóle nie istnieje; jest ona bowiem niewolnikiem i sługą grzechu[9]. Współgra to doskonale z innym poglądem reformatora, według którego człowiek jest permanentnie zły, niezdolny do osiągnięcia dobra nawet poprzez dobre uczynki[10]. Jedynie Boża łaska jest w stanie wyciągnąć człowieka z odmętów grzechu. Austriacki konserwatysta, Erick von Kuehnlet-Leddihn twierdził, że taka postawa przypomina chęć powrotu do czystego fideizmu, do świata teokratycznego, kierowanego bezpośrednio przez Boga (bądź pogańskich bogów, gdyż takiej koncepcji bliżej do wierzeń pogańskich niż chrześcijańskich), gdzie ludzie poruszają się jak trybiki w maszynie napędzane Boską wolą. Jest to zatem postawa zupełnie antyhumanistyczna, eliminująca aspekt wolnościowy zarówno z duszy człowieka, jak i z wszelkich struktur społecznych[11]. Jak już wspomniałem na wstępie nie jest więc Luter w tej kwestii reformatorem, tylko skrajnym konserwatystą a nawet archaistą próbującym zahamować wszelkie nowe, renesansowe trendy w Kościele, cofnąć go wręcz do epoki przed-chrystusowej, przypominającej nawet bardziej Kartaginę niż Rzym[12] i doprowadzić do rezygnacji ze wszelkich elementów wolnościowych, które wniósł do europejskiej cywilizacji Chrystus a po nim tradycyjne chrześcijaństwo, ufundowane na Kościele.
    
  Warto tutaj choćby nadmienić kwestię niewolnictwa, które przed nadejściem Chrystusa nie było uważane za nieludzkie traktowanie drugie człowieka, ale niemal wszędzie na świecie uznawano je za naturalny element każdej rozwiniętej cywilizacji. Jaskrawym przykładem takiego pojmowania niewolnictwa był przecież Rzym, ojczyzna skodyfikowanego prawa, ba ojczyzna prawa, na którym wzorujemy się do dziś, uznawała niewolnictwo za przyrodzone prawo władania ludzi ,,lepszych” nad ,,gorszymi”. Dopiero upowszechnienie się nauk Jezusa (wpierw popularność zdobyły także właśnie wśród niewolników, bo były pierwszym na świecie zespołem idei i wierzeń, który dawał im szansę na godne życie) sprawiło, że z czasem uznano niewolenie jednych ludzi przez drugich za grzech. Wolność ludzka nie jest wbrew pozorom, jak twierdzą czasem współcześni moderniści i jak twierdzili choćby czołowi ideolodzy rewolucji francuskiej, żadnym dziedzictwem klasycznym (zarówno Grecja, jak i Rzym przodowały w dzieleniu ludzi na wolnych i nie wolnych, klasyfikowaniu ich i układaniu w klasy a nawet w rasy gorsze i lepsze), ani tym bardziej objawem działania sił postępu (wiele ideologii ,,postępowych” jak choćby komunizm, czy nazizm powracało otwarcie do owego podziału, jak i do najbardziej odrażających form samego niewolnictwa) ale właśnie wypływa wprost z nauk Chrystusa, co w ówczesnych czasach stanowiło rewolucyjny wręcz szok dla słuchaczy, którzy takiej koncepcji wolności nigdy wcześniej nie znali, żyjąc w społecznościach w naszym rozumieniu stricte kastowych[13]. Skoro nie ma wolnej woli, a ludzie w swej masie są totalnie źli, wkroczyć musi ktoś, kto nad tym złem zapanuje, będzie kierował doczesnymi poczynaniami społeczeństwa. Jak wiemy nie może być to Kościół, gdyż po pierwsze Wiklif i Luter odrzucają jego prawomocność, po drugie władza duchowna nie może zajmować się według nich życiem doczesnym. Zatem jedynym rozwiązaniem jest przekazanie całości kompetencji i władzy organom świeckim, które muszą silną ręką poskramiać zdegenerowanych ludzi[14]. Takie rozumienie wolnej woli jest znacznie bliższe teoriom Hobbesa niż teologicznej koncepcji katolickiej, jednakże to właśnie w takowe pojmowanie woli znakomicie wpisał się Henryk VIII i doskonale wykorzystał owo przejście do dominacji państwa nad Kościołem i społeczeństwem[15], choć w kwestiach stricte religijnych, czy też obrzędowych pozostał do końca życia bardziej katolikiem niż luteraninem, o czym będziemy wspominać w dalszej części pracy.  Również Kalwin stawiał na wszechmocność państwa i przewagę jego działań nad wolnym wyborem poszczególnych jednostek, czy pierwotnych wobec państwa społeczności. Twierdził, że: rząd doczesny istnieje, po to aby dopasować nasze zachowanie do ludzkiego społeczeństwa, ukształtować nasze obyczaje w zgodzie ze świecka sprawiedliwością (!), wprowadzić między nas zgodę, pielęgnować wspólny pokój i ład. Powinien troszczyć się o biednych, budować szkoły i opłacać nauczycieli[16]. Na pierwszy rzut oka uderzającym wydaje się podobieństwo rządu według Kalwina do nowożytnej koncepcji państwa laickiego i współczesnego modelu państwa socjalnego. Odrzucony zostaje porządek teocentryczny, gdzie ważniejsza była sprawiedliwość Boża, która często kontrolowała i powściągała zawsze zapalczywą sprawiedliwość świecką. W nowym systemie to niby człowiek jest w centrum, jednakże nie ma on możliwości wolnego postępowania, gdyż nad wszystkim czuwa rozrastające się państwo, które przejęło od Kościoła edukację, dobroczynność, opiekę zdrowotną itp. Taki model pojawiać się będzie w radykalnej postaci podczas rozmaitych rewolucji nowożytnych, jeszcze bardziej przesuwając akcent sprawczy w kierunku państwa i zastępując nim wszelkie inne organizmy społeczne. Oprócz zanegowania wolnej woli i podkreślenia roli państwa w tym procesie reformatorzy zalecali także znaczne zwiększenie poziomu represji i odrzucenie propagowanej przez dawniejszych teologów łagodności i roztropności. Oddajmy znów głos Lutrowi: Zwierzchność musi motłoch pędzić, bić, dusić, wieszać, palić, ścinać, łamać kołem, żeby się jej bano i żeby tak lud trzymany był w ryzach. Albowiem wolą Boga (…)jest aby prawa używać, praktykować je i kułakiem wymuszać. To wina diabła i papieża, że władzy nie ma i każdy robi co mu się żywnie podoba. Osioł wymaga żeby go bić, motłoch chce, żeby nim rządzić za pomocą siły[17]. W piśmie Przeciw morderczym i zbójeckim bandom chłopskim, nawoływał by zabijać chłopów jak wściekłe psy, bo teraz nie chodzi o sprawiedliwość i miłosierdzie, lecz jest czas miecza i gniewu i każdy powinien bić, kłuć i zabijać, i książę może teraz przelewem krwi lepiej zasłużyć na niebo niż inni modlitwą[18]. Widać w tych zdaniach konsekwencje zarówno podważenia autorytetów i wolnej woli, jak i wyraźnie znamiona teorii o całkowitym upadku człowieka. Skoro bowiem ludzie są z natury źli i pozbawieni możliwości etycznego wyboru, to trzeba ich poskramiać, jednakże zwierzchności również utraciły moralne uznanie, toteż pozostaje tylko użycie brutalnej siły i sprawowanie rządów za jej pomocą. Tak oto realizuje się ziemska sprawiedliwość, co skwapliwie wydestylują z doktryny protestanckiej rozmaici władcy, tacy jak Henryk VIII, Elżbieta Wielka czy Oliver Cromwell, czy przywoływani przez Kucharczyka w osobnym rozdziale królowie Szwecji, nie mówiąc już o całej rzeszy dyktatorów i przywódców totalitarnych z epok późniejszych.
Oprócz jasnego podkreślenia opisanego przeze mnie problemu (który osobiście uważam za najbardziej istotny dla reformacji i jej wpływu na losy świata) Kucharczyk zwraca też w innych rozdziałach uwagę na negatywny stosunek Lutra do małżeństwa, żydów, chłopstwa i właściwie wszystkich i wszystkiego, z wyjątkiem siebie samego, choć i siebie czasem Luter nie szczędzi, stwierdzając, że niegdyś był fanatycznym mnichem. Ważny jest też rozdział ostatni, w którym autor analizuje obecne podejście papieża Franciszka i Kościoła do spuścizny Lutra i maluje przyszłość w dość czarnych barwach, dając bardzo liczne i wyraziste przykłady totalnego niezrozumienia ducha reformacji przez dzisiejszych pasterzy Kościoła.



Podsumowując, książka Kucharczyka to obowiązkowa pozycja dla wszystkich, którzy chcą zacząć lepiej rozumieć reformację, lub dla tych, którzy już posiadaną wiedzę pragną odświeżyć bądź uporządkować.
        TUTAJ możecie Państwo obejrzeć też krótki filmik, w którym autor zachęca do przeczytania swojej książki, natomiast poniżej wklejam ponad godzinny wykład Kucharczyka na temat poruszany w książce. 



[1] Takie podejście sprawiało, że ojciec protestantyzmu i wolności religijnej sam był zwolennikiem palenia heretyków, jednakże nie widział ich wśród własnych uczniów ale w papieskim Rzymie (powtarzamy cytat przywoływany wyżej, gdyż Luter powtarza go również i w tej kwestii): Skoro złodziei każemy szubienicą, rabusiów mieczem, heretyków zaś ogniem, tym silniej zaatakujmy zbrojnie owych panów potępienia, tych kardynałów, tych papieży, wszystkich tych mętów rzymskiej Sodomy, bez ustanku deprawujących Boży Kościół, i obmyjmy dłonie w ich krwi. W: Robert H. Fife, The Revolt of Martin Luter, Nowy York 1957, s. 505-506. Owo pryncypialne stanowisko pokazuje jaki stosunek miał Luter do wolnej interpretacji prawd wiary – uznawał jedynie swoje stanowiska, wszelkie inne skazując od razu na potępienie. Zwróćmy dodatkowo uwagę na język, którym posługiwał  się teolog. Od razu nasuwają się podobieństwa do rewolucyjnych pism jakobinów, wzywających do wytępienia kleru, a także widać inspiracje, które czerpał Wolter propagując swój słynny zwrot Ecrasezl’infame (Wymażcie Bezecnych, Zdepczcie przynoszących wstyd – odnosiło się to oczywiście do Kościoła i kleru). Więcej w: M.L.Lanzillo, La politica Della tolleranza, Roma-Bari 2000, s. 100-103.
[2]Ibidem, s. 90-91.
[3]Cyt za: Jacques Maritain, Trzej Reformatorzy. Luter, Kartezjusz, Rousseau, Fronda, Warszawa 2005, s. 45-46.
[4] Dziewiętnastowieczny myśliciel konserwatywny i krytyk protestantyzmu, ks. JaimeBalmes widział tylko jedną wspólną cechę wszystkich ugrupowań protestanckich: Jeśli jest coś stałego w protestantyzmie, to bezwątpienia ten duch religijnego krytycyzmu, to zastąpienie powagi publicznej i prawowitej, uczuciem prywatnym. To ściśle z protestantyzmem się wiąże, a właściwie mówiąc, jest jego istotą: toteż jest jedynym punktem stycznym wszystkich sekt między sobą, podstawą wzajemnego ich podobieństwa; a dobrze uważać należy, że dzieje się to nieraz na przekór życzeniom protestantów. JaimeBalmes, Katolicyzm i protestantyzm w stosunku do cywilizacji europejskiej, Alexander Vogel, Lwów 1873, s. 5-13.
[5]Kuehnelt, Przeciw duchowi czasów s. 87-90.
[6] Duncan B. Forrester, Marcin Luter/Jan Kalwin w: Strauss, Cropsey, Historia…, op. cit., s. 330.
[7] Więcej w: Carroll, Historia Chrześcijaństwa, tom II, III, op. cit. oraz: Wielomski, Teokracja…, op. cit.
[8]Cytza: Forrester, Marcin…, op. cit., s. 331.
[9]Hartmann Grisar SJ., Luther, t I,  Broadway House, London 1913, s. 318.
[10]Forrester, Marcin…, op. cit., s. 324. Autor dodaje, że według Lutra i Kalwina, nawet dobre uczynki, są żałośnie mało warte i nie mogą w żaden sposób pomóc człowiekowi zasłużyć sobie na Królestwo Boże. Wszystkie dobre uczynki są skażone zepsuciem i nieprawością i nawet święci nie mogą uczynić choćby jednej rzeczy, która osądzona sama w sobie, nie zasługuje na potępienie.
[11]Kuehnelt-Leddihn, Przeciw…, op. cit., s. 83-90.
[12] O filozoficznej różnicy między Kartaginą a Rzymem w: G.K. Chesterton, Człowiek Wiekuisty, Fronda, Warszawa 2004, s. 213-257.  G.K. Chesterton uważał, że konflikt Rzymu z Kartaginą był przede wszystkim wojną cywilizacyjna, wręcz religijną, między światem, w którym panuje mroczne pragnienie krwi i kult demonów (Kartagina) a światem, który mimo licznych wad, jest w stanie zrozumieć i przyjąć chrześcijaństwo (Rzym).  Starożytny, przedchrześcijański Rzym autor nazwał najlepszym pogaństwem, czyli takim, które pokonało swoje najgorsze, duchowe instynkty.
[13] A.Socci, Śledztwo w sprawie Jezusa, Rafael, Kraków 2010, s. 34-36; G. Bardy, La conversione al. Cristianismoneiprmosecoli, JacaBook, Piacenza 2002, s. 19-20.  Zresztą aspekt wyzwolenia niewolników przez Chrystusa zauważa też tradycjonalista integralny Julius Evola, tyle że właśnie w tym elemencie upatruje moment upadku ,,zachodniej” cywilizacji i jej przejście od dominacji pierwiastka męskiego, zwiastującego siłę, do pierwiastka żeńskiego zwiastującego współczucie będące oznaką rozpadu i słabości. Evola, Revoltecontre le monde moderne, Les edditions de l’homme, Ottawa 1972, s. 31-40.
[14] Według terminologii reformatorów państwo ma być wałem chroniącym przed grzechem i lekiem na występki. Forrester, op. cit., s. 333. Narzuca się tutaj, niemal automatycznie, porównanie z nowożytnym państwem totalitarnym, gdzie władza ,,dba” o życie, zdrowie, pracę i sumienie obywateli, chroniąc ich przed ich własnym ,,złem” i budując raj na ziemi.
[15] Nie był oczywiście pierwszym, który taką próbę podjął, gdyż już król Francji Filip Piękny w XIV wieku, pod wpływem pism swoich legistów, starał się zachwiać równowagą podziału władz i przenieść większość istotnych kompetencji na państwo.
[16]Ibidem.
[17]Kuehnelt-Leddihn, op. cit., s. 90.
[18] Ryszard Mozgol, Białe Karty Kościoła, Te Deum, Warszawa 2004, s. 141-142.