piątek, 7 kwietnia 2017

Leon Degrelle - ,,Wiek Hitlera. Tom I“ - jak mieć Hitlera w tytule, nie pisząc o nim.


W drugiej połowie zeszłego roku na półki księgarń trafiła książka Leona Degrelle pt. ,,Wiek Hitlera. Tom I”.  Książka wywołała kontrowersje zanim została przez kogokolwiek przeczytana. Dlaczego tak się stało? chodzi oczywiście o postać samego autora. Leon Degrelle był założycielem belgijskiej partii ludowo-prawicowej Christus Rex, a następnie żołnierzem i dowódcą walczącego w drugiej wojnie światowej po stronie III Rzeszy legionu SS Walonia. Degrelle walczył z sukcesami na froncie wschodnim, za które to walki otrzymał Krzyż Żelazny. Po wojnie w brawurowy sposób uciekł z okupowanych przez Aliantów terenów do Hiszpanii, gdzie uzyskał azyl od generała Franco. Rząd Belgii skazał Degrelle’a zaocznie na karę śmierci za służbę w Waffen SS. W Polsce ta ciekawa postać odbierana jest w sposób skrajny, zarówno przez lewicę, jak i niektóre odłamy prawicy. Środowiska związane z Gazetą Wyborczą i stowarzyszeniem Nigdy Więcej , ilekroć tylko na półki księgarń trafi jakakolwiek książka autorstwa Degrelle’a, prowadzą swoistą anty-krucjatę w celu zablokowania jej dalszej edycji i/lub wycofania nakładu z obiegu (swoje zrobił też Empik ustawiając książkę ze zdjęciem Hitl;era na okładce obok książki zmarłego LEcha Kaczyńskiego i na pewno nie był to przypadek a celowy zabieg - zdjęcie na dole tekstu). Używają przy tym typowego argumentu ,,myślozbrodni”: skoro autor był nazistą (czy w rzeczywistości był to kwestia problematyczna), to nie można czytać jego książek, bo to propagowanie nazizmu. Oczywiście czytanie Mao, Lenina czy Stalina propagowaniem komunizmu nie jest. Z kolei środowiska typu narodowo-radykalnego podchodzą do belgijskiego polityka i żołnierza w sposób zupełnie bezkrytyczny, traktując go jak wielkiego bohatera i zupełnie nie zauważając jego oczywistego antypolonizmu, antyslawizmu, o antysemityzmie nawet nie wspominając.
Próbując spojrzeć zarówno na postać autora jak i na jego książkę z konserwatywnego punktu widzenia należy odrzucić oba skrajnie zideologizowane obrazy Degrelle’a. Idąc w ślad za słynnym scholium Gomeza Davili, mówiącym że ,,konserwatysta nie stoi na prawo od lewicy, tylko naprzeciwko niej”, punkt widzenia środowisk GW i NW odrzucam w całości, jako po prostu absurdalny. Jak można walczyć z jakąkolwiek ideologią nie znając jej podstaw a do tego przecież prowadzi cenzurowanie książek bądź wycofywanie ich nakładów? Zresztą metoda proponowana przez GW nacechowana jest ideową schizofrenią. Z jednej strony co rusz słyszymy hasła dotyczące walki o wolność mediów, wolność słowa i wypowiedzi, z drugiej dostajemy co trochę paszkwil godny cenzorów rodem z ZSRR czy III Rzeszy właśnie, taki jak choćby artykuł Rafała Wójcika (http://wyborcza.pl/1,75398,20721993,wiek-hitlera-w-polsce-antysemicka-antyslowianska-i-antypolska.html), który to książki, jestem prawie pewny, nie przeczytał, oceniając ją chyba tylko po okładce i pośpiesznie sprawdzając w Wikipedii, któż to ten Degrelle był. Autor artykułu w tytule zamieścił hasło ,,antypolska książka”, mimo iż w tomie pierwszym o Polsce są może ze dwa zdania. Rzeczona schizofrenia ideowa pojawia się tu w dwójnasób, gdyż nagle autorom GW zaczyna przeszkadzać antypolonizm, który w wykonaniu niemieckich filmowców, izraelskiego instytutu Yad Vashem, amerykańskiej Ligi Przeciwko Zniesławieniu, czy wreszcie swoim własnym jakoś wcześniej nie tyle nie przeszkadzał, co nawet był chwalony jako przejaw uczciwego rozliczania nas z naszej ,,niechlubnej” historii. Przyznacie sami, że zachęty do cenzury w imię walki z antypolonizmem ze strony Gazety to dość niespotykana kombinacja, kojarzona dotychczas raczej z inną Gazetą – Polską. Na drugim biegunie mamy tymczasem środowiska narodowo-radykalne różnej maści, często skądinąd bardzo sympatyczne. Dla tychże, uogólniając oczywiście troszeczkę, Degrelle jawi się niczym mityczny bohater, niosący sztandar krucjaty antybolszewickiej. Antykomunizm ów przysłania narodowcom rzeczywistą niechęć Belga do Polaków (choć w przypadku ,,Wieku Hitlera” wyrażaną dopiero w drugim, nie omawianym tu, tomie), jawną fascynację nazizmem w ogóle a Hitlerem w szczególności (również widoczną w drugim tomie, pierwszy nie porusza tych tematów).
Jak zatem oceniać autora i książkę z pozycji konserwatywnych?  Przede wszystkim należy analizować ją w kontekście opisywanych wydarzeń, czyli genezy I Wojny Światowej, jej przebiegu a następnie skutków, nie używając do tego nowoczesnych, modernistycznych i ahistorycznych klisz pojęciowych. Jednym słowem ,,nie oceniać Sparty przez pryzmat praw człowieka”, jak mawiał jeden z moich wykładowców na politologii. Książka ta bowiem jest właśnie genialnym zapisem wydarzeń towarzyszących pierwszej wojnie, ich przenikliwą analizą i interpretacją. I to właśnie owa interpretacja powinna najbardziej przypaść do gustu konserwatywnemu czytelnikowi. Nie jest to bowiem typowy dla zachodniej w ogóle a anglo-saskiej w szczególności, zachwyt nad zwycięskim obozem Ententy. W większości książek o wojnie lat 1914-1918 czytamy, iż militarystyczne państwa centralne wywołały wojnę, następnie ją coraz bardziej brutalizowały aż wreszcie, na szczęście zostały pokonane przez zjednoczony, oczywiście demokratyczny, obóz Wolnego Świata. W przypadku Degrella akcenty rozłożone są zupełnie inaczej. Sympatyzuje on ewidentnie z obozem państw centralnych, a zwłaszcza z Rzeszą Niemiecką, choć sam jest przecież Belgiem i jego rodzinny kraj (a stało się to w czasie gdy dorastał) znalazł się właśnie pod niemiecką okupacją w czasie wojny. Jednak w przypadku autora to właśnie owa okupacja zadecydowała o kształtowaniu się takich a nie innych interpretacji wojny. Czytając, już po zakończeniu konfliktu, rozpowszechniane opinie o niesamowitym wręcz okrucieństwie Niemców w Belgii, o obcinaniu stóp jeńcom i rąk dzieciom, zaczął auto konfrontować owe doniesienia z faktami i sytuacjami, których sam był świadkiem. Zweryfikował, sprawdził źródła i doszedł do wniosku, że nie ma w tym wszystkim praktycznie krztyny prawdy. Łagodna okupacja rzeczywista nic a nic nie przypominała tej z francuskich czy angielskich gazet, gdzie Niemcy jawili się nieomal jako kanibale. Odkrywszy jedno fałszerstwo zaczął śledzić z pasją kolejne mity, przeinaczenia i niedomówienia, gromadzić imponującą wręcz wiedzę, poznawać osobiście (gdy już zaangażował się w politykę belgijską) aktorów minionych wydarzeń lub ich kronikarzy. Z tejże obserwacji powstał obszerny materiał na kilka tomów historycznej sagi dokumentalnej (o losach całości materiału opowiem w recenzji drugiego tomu), której pierwszy tom opowiada właśnie o losach Europy przed, w trakcie i po I wojnie światowej.
Nie można ukrywać, że jest to relacja stronnicza, zdecydowanie faworyzująca, jak już wspomniałem, Rzeszę i jej sojuszników. Jednakże ta stronniczość jest pewną zaletą książki, ponieważ wprowadza ożywczy wiatr w zbutwiały las zdominowanej przez anglo-sasów historiografii. Świeże spojrzenie na Wielką Wojnę to oczywiście nie jedyna zaleta dzieła Degrelle’a.Spojrzenie to bowiem zawiera w sobie gruntowną analizę przyczyn wojny, popartą ogromnym materiałem źródłowym, listami polityków ich wypowiedziami, protokołami z tajnych posiedzeń itp. Dowiadujemy się w ten sposób wiele na temat pro-wojennych działań ambasadorów i dyplomatów francuskich, rumuńskich, czy rosyjskich, odkrywamy tajemnice brytyjskich ,,warmongerów", a jeden z najciekawszych wątków stanowi historia ,,pułkownika" House'a, zakulisowego doradcy prezydenta Woodrow Wilsona i rzeczywistego kreatora amerykańskiej polityki w trakcie wojny i w Wersalu. Degrelle w ogóle bardzo dużo miejsca poświęca tajnej dyplomacji, próbując wykazać, że parcie do wojny nie było domeną Rzeszy a głównie państw Ententy. Również w trakcie konfliktu to często alianci dążyli do eskalacji, przeciągali działania zbrojne i odrzucali większość propozycji pokojowych (jak np. ta wystosowana przez cesarza Karola I i księcia Sykstusa Burbon-Parma), przez co globalna liczba ofiar Wielkiej Wojny przekroczyła wszelkie, nawet najstraszliwsze prognozy. 
Degrelle dużo uwagi przykłada także, jako żołnierz, do samych działań zbrojnych. Nie jest to jednak suchy opis manewrów, rozkazów i starć ale analiza błędów i szans. Jak mogłyby potoczyć się losy ofensywy niemieckiej na Francję z początku wojny gdyby nie opieszałość i nieudolność von Moltkego? Czy zdobycie Paryża w szybkim ataku pozwoliłoby zakończyć konflikt i uniknąć późniejszej hekatomby błota i okopów? W jaki sposób na takim przebiegu zdarzeń zaważyła bitwa pod Tannenbergiem? Dlaczego francuscy i angielscy dowódcy bezmyślnie posyłali setki tysięcy żołnierzy na linie okopów we Flandrii lub na tureckie umocnienia pod Gallipoli? Jak zachowywali się mniejsi sojusznicy obu stron? Na te wszystkie pytania stara się odpowiedzieć autor, tworząc spójną wizję świata wojny i polityki, do której włącza też wątki ideowe, rozmyślając nad tym w jaki sposób bunty, powstające ideologie i rewolucje wpłynęły na przebieg wojny, jej zakończenie oraz późniejsze rokowania ,,pokojowe" w Wersalu. Zresztą Wersal to osobna karta łącząca oba tomy Wieku Hitlera, której waloński polityk poświęca bardzo wiele miejsca i widać, że kwestia ta angażuje go emocjonalnie. 
Wszystko to sprawia, że materiał zawarty w Wieku Hitlera jest fascynującym świadectwem epoki, po które warto sięgnąć bez względu na uprzedzenia ideologiczne z lewej czy prawej strony. Wkrótce postaram się zrecenzować  tom drugi, który ma już zdecydowanie bardziej agresywną ideologicznie wymowę, acz wcale nie jest przez to mniej ciekawy.