niedziela, 2 lipca 2017

,,Iskry Boże" Grzegorza Brauna - ściąga z historii Polski dla każdego (według świętych pisana)


Jako, że zawsze z chęcią sięgam po książki Grzegorza Brauna, choćby po to żeby w niektórych kwestiach się z nim nie zgodzić, to tym chętniej zabrałem się do najnowszej pozycji tegoż autora, którą otrzymałem od Wydawnictwa Prohibita, standardowo wydającego Brauna. Elegancko wydana i pięknie zilustrowana (przez Jacka Widora), niewielka objętościowo książka nosi tytuł Iskry Boże i jest, jak zaznacza sam autor skromnym brykiem, ściągą, czy też niezapominajką z historii Polski.   W zamierzeniu miał to być scenariusz na historyczny serial animowany, przedstawiający dzieje naszego kraju przez pryzmat świętych i błogosławionych. Pomysł ekranizacji upadł, powstały za to drukowane Iskry Boże.
     Podczas spotkania promocyjnego (materiał wideo obejrzeć można TUTAJ) Grzegorz Braun uzasadniał przyjętą perspektywę, tym, że zazwyczaj historię Polski, także w narracji patriotycznej, pokazuje się w kontekście królów, książąt, ludzi sztuki i kultury, nawet hetmanów, polityków, czy zwykłych rozbójników, jakże często zapominając, bądź pomniejszając rolę świętych i błogosławionych. Takie podejście to właśnie wynik świeckiej narracji spod znaku Kołłątaja i Komenskiego, która całkowicie opanowała polską edukację od czasów Komisji Edukacji Narodowej, której to negatywnym skutkom poświęcił Braun sporo miejsca w Stałych Wariantach Gry. Wszystkie główne nurty od prawa do lewa, łącznie z narodowcami, czy Żoliborską grupą rekonstrukcji historycznej sanacji, jak autor nazywa obecny obóz rządzący, kultywują właśnie ściśle świecką historiografię Polski, mimo tego, że często (narodowcy i obóz rządzący) powołują się na chrześcijańskie dziedzictwo cywilizacyjne.
W takim podejściu do historii święci otrzymują rolę poboczną i jak twierdzi autor – ich dzieje i działalność traktowana jest trochę jak  olimpiada dla niepełnosprawnych.  Niepełnosprawni – to oczywiście święci, o dziwo także w patriotycznej relacji. A są oni przecież obiektywnie istotni w historii kraju i narodu, który swój początek ma w akcie chrztu dokonanym przez Mieszka – pierwszego księcia Polski. Jednakże Mieszko nie dokonał tego sam – ktoś musiał mu wiarę pokazać, skłonić do refleksji (ani ja ani autor nie pomijamy oczywiście politycznego kontekstu, nie zapominając jednak o religijnym), a wreszcie ochrzcić, następnie utwierdzając w nowo przyjętej wierze, by nie została ona jeno czczym symbolem, tylko miała wpływ na przyszłe losy państwa Polan.
        Braun nazywa świętych wyciągniętymi przez Pana Boga na czwórkę z plusem, co moim zdaniem, w sposób humorystyczny, idealnie oddaje definicję tego czym jest sama świętość – działaniem doskonałego Boga, poprzez czyny niedoskonałych ludzi. I właśnie Ci niedoskonali ludzie są głównymi bohaterami książki Iskry Boże. Będącemu zazwyczaj bohaterem opowieści o początkach Polskiej świetności Chrobremu, autor ,,dodaje” niezbędnik w postaci św. Wojciecha, bez którego nasz pierwszy król, prawdziwy tough-guy, nie osiągnąłby tego co osiągnął, a jego misja cywilizacyjna nie miałaby tak szerokiego zasięgu. Św. Stanisław to z kolei symbol rozdziału władzy świeckiej od duchowej, która to idea zrodziła się tylko w obrębie cywilizacji katolickiej. Protestantyzm zeświedczał władzę duchową, przekazując najwyższe jej sprawowanie królowi, bądź księciu etatyzując wszelkie dziedziny życia i powoli je laicyzując, natomiast prawosławie unifikowało obie władze w teokratyczny typ zarządzania z boskimi atrybutami cara na czele. Nie wspominając oczywiście o judaizmie i islamie, gdzie prawo religijne warunkuje wszelkie przejawy ludzkiej aktywności, ,,talmudyzując”, bądź ,,szariatyzując” wszelkie inne prawa. Liberalizm i socjalizm, tak różne pod wieloma względami, tutaj z kolei, pod pretekstem rozdziału państwa od Kościoła, spychają Kościół na boczny tor, sekularyzując również te domeny ludzkiego istnienia, które wcześniej przynależały do sfery religijnej, a w skrajnej formie (komunizm i nazizm) pojawia się ubóstwienie państwa, rasy, klasy, czy narodu, które ma totalnie zastąpić religię nadprzyrodzoną, kultem bytów świeckich. Autor wyraźnie zwraca uwagę na to, że to właśnie Kościołowi Polacy
(i inne narody również) zawdzięczają wynalazek personalizmu, czyli chrześcijańskiego indywidualizmu, praktycznie nie występującego w innych cywilizacjach, gdzie człowiek zawsze jest wchłaniany w jakiś całościowy byt, bądź przeciwnie - stawiany całkiem sam pośrodku chaosu. 

    W kolejnych rozdziałach Braun pokazuje, jak instytucja Kościoła i jej ,,superbohaterowie” czyli święci właśnie, spełniali w Polsce rolę cywilizacyjną, czy to dbając o edukację, dobroczynność, czy też utrzymując ideę państwową w czasie rozbicia dzielnicowego, bądź prowadząc ewangelizację na zewnątrz, przyczyniając się tym do powiększania terytorium i wpływów Rzeczypospolitej. Przykładem jest tu unia z Litwą, kiedy to właśnie pod polską opiekę udali się Litwini, broniąc się przed naporem Krzyżackim. W konflikcie z, będącym wszak też częścią Kościoła Zakonem, uwidocznił się według autora międzynarodowy i imperialny rys dziejów Polski. To nasi przedstawiciele na soborach, tacy jak Stanisław ze Skarbimierza, czy Paweł Włodkowic walczyli z czarnym PR-em krzyżackim, przeciwstawiali się idei nawracania siłą i prezentowali ideę wojny sprawiedliwej, wchodzącej w kanon ówczesnych koncepcji prawniczych. To pod polskimi skrzydłami znajdowali schronienie prześladowani w Europie zachodniej żydzi, spychani przez Krzyżaków Żmudzini i Litwini, czy nawet Tatarzy, którzy jeszcze półtora stulecia wcześniej sami próbowali podbić nasze ziemie (to wówczas do legendy przeszły cuda czynione w obronie Wrocławia przez bł. Czesława Odrowąża i wówczas zginął nasz ,,wewnętrzny" krzyżowiec, książę Henryk Pobożny). Konflikt z Zakonem był czasem objawiania się wybitnych osobistości takich jak święta król-królowa Jadwiga, nawrócony pogański książę, a polski król Władysław Jagiełło, czy kolejny święty (i ostatni niestety) król Kazimierz Jagiellończyk.
    Braun pokazuje jednak, że okres Jagielloński, to nie tylko czas największej świetności i wzrastania, lecz także epoka niewykorzystanych szans, ogromnych zaniechań i jeszcze większych błędów. Wśród nich autor wymienia np. niezbyt wyraźną reakcję na groźną herezję husytyzmu, przedsmak reformacji w Europie. Polacy wchodzili z husytami w liczne układy, dając podglebie do późniejszego zagoszczenia arianizmu na ziemiach Rzeczypospolitej. Nie zareagowali także na węgierskie wezwania o pomoc w odparciu tureckiego najazdu, czego konsekwencją była klęska Węgrów pod Mohaczem i zainstalowanie się tureckiego imperium przy samych granicach Polski, z czym zmagać się będziemy prze kolejne 200 lat. Również sprawy wewnętrzne nie układały się idealnie – przyjęto konstytucję Nihil Novi, która z jednej strony znamionowała apogeum niezależności poddanych od ewentualnych kaprysów władcy, z drugiej jednak oznaczała krok w kierunku skostnienia ustroju i wydania racji stanu na łaskę i niełaskę chwiejnego kolektywu. Oto zalążek zarówno przyszłych wolności polskich, jak i polskich kłopotów z decyzyjnością i przerostem demokratyzmu nad myśleniem kategoriami racji stanu. Największy jednak błąd autor upatruje w pozornym największym sukcesie, czyli hołdzie pruskim. Sekularyzacja groźnego niegdyś zakonu religijnego stworzyła możliwość na powstanie pierwszego państwa protestanckiego, ewoluującego później w dużo groźniejsze, militarystyczne, nacjonalistyczne i antykatolickie Prusy. Jako winnego tegoż katastrofalnego błędu Braun wskazuje Zygmunta Starego, którego nazywa Zygmuntem Starym-leniem i słusznie zarzuca mu brak perspektywy geo-strategicznej, kiedy to w czasach wyjątkowego pokoju nie podjął żadnych działań mogących ugruntować, bądź rozwinąć polską pozycję imperialną. Zygmunt gnuśny dopuścił do powstania Prus, nie powstrzymał rozwoju Moskwy i nie poszedł z odsieczą bratankowi Ludwikowi, który zginął pod Mohaczem. W sprawach wewnętrznych natomiast, w przeciwieństwie do innych władców w ogóle nie zareagował na reformację, co więcej – uczynił sekretarzem jednego z czołowych heretyków, Jana Łaskiego, zażartego propagatora protestantyzmu, zwalczającego katolicyzm w swoich poczytnych (od Warszawy po Londyn) pismach. Brak triumfu reformacji w Rzeczypospolitej zawdzięczać możemy nie władcom świeckim ale właśnie wybitnym postaciom Kościoła, co tez miało znamienny wpływ na brak wojny domowej na tle religijnym, gdyż reakcja na reformację szła nie odgórnie, systemem nakazowym lecz poprzez wystąpienia, pisma i kazania, w czym jednak ludzie Kościoła liczyć na ramię świeckie za bardzo nie mogli, co może pośrednio przyczyniło się do takiego wykwitu wybitnych osobistości świata duchownego. Wielki kardynał Stanisław Hozjusz, św. Stanisław Kostka, słynny tłumacz Pisma Świętego Jakub Wujek, czy wreszcie płomienny kaznodzieja Piotr Skarga, którego napomnienia do poprawy obyczajów politycznych aktualne są do dzisiaj niemal co do joty.

   Opisując następny okres w dziejach Polski, autor zwraca uwagę na niesamowite sukcesy oręża polskiego, jednocześnie podkreślając jak bardzo nie zostały one wykorzystane. Nie dyskredytuje przy tym, w przeciwieństwie do głównego nurtu historiografii, postawy Zygmunta III Wazy, który wzbraniał się przed konwersją swego syna Władysława na prawosławie w celu zdobycia tronu moskiewskiego. W epoce, w której kwestie wiary wciąż traktowane były poważnie, w kategoriach myślenia o życiu wiecznym, takową postawę traktuje jako naturalną. Większą wagę w niepowodzeniu kampanii rosyjskiej przykłada natomiast do zachowania naszych wojsk okupacyjnych, dopuszczających się w Moskwie czynów uznawanych zarówno przez katolików jak i prawosławnych, za bluźniercze, takich jak niszczenie świętych ikon, rozbijanie figur Chrystusa itp. Stawia w tym miejscu pytanie teologiczne – czy Polacy, postępując w ten sposób, mogli kogokolwiek nawracać? Czy tak miała wyglądać misja cywilizacyjna? Odpowiedź wydaje się oczywista i jak bumerang powraca kwestia przywoływana w konflikcie z Zakonem Krzyżackim, mianowicie nawracanie siłą, tyle, że tym razem to my byliśmy tymi złymi. 
      W epoce reformacji i wojen religijnych nie mogło też zabraknąć zwrócenia uwagi na rolę Anglii, o której Braun niejednokrotnie pisał w innych tekstach, uznając Albion za głównego sponsora protestantyzmu w Europie i również głównego, ukrytego, wroga Polski. To właśnie Anglicy wspierali polskiego reformatora Jana Łaskiego, to z ich budżetu płynęły sowite dotacje dla militarnej potęgi Szwecji, to Anglia była jedną z inicjatorów pierwszego, planowanego i na szczęście nie udanego rozbioru Polski. W traktacie z Radnot rozbiorcami mieli być Szwedzi, Fryderyk Wilhelm książę pruski, kalwińscy Radziwiłłowie, również protestancki książę mołdawski Michał Rakoczy i prawosławny ataman Bohdan Chmielnicki. Anglicy natomiast wspierali porozumienie finansowo i propagandowo, przekazując środki chociażby wspomnianemu Janowi Amosowi Komenskemu, również Commeniusem zwanemu. Commenius, uznawany dzisiaj za ojca świeckiej pedagogiki i będący patronem jednego ze studenckich programów unijnych wzywał wówczas do straszliwej i ostateczne rozprawy (terrible opus) z katolicyzmem, której to rozprawy wyrazem miał być właśnie
rozbiór Rzeczypospolitej. O ile o rola Anglii w propagowaniu protestantyzmu w Europie i na świecie jest stosunkowo znana, to już ciekawostką podaną przez Brauna jest korespondencja dyktatora i królobójcy Olivera Cromwella z Bohdanem Chmielnickim. Lider rewolucji protestanckiej tytułował lidera buntu kozackiego w następujący sposób: z łaski Bożej generalissimus Cerkwi grecko-wschodniej, wódz wszystkich Kozaków zaporoskich, postrach i niszczyciel szlachty polskiej, eksterminator duchowieństwa rzymskiego. Cromwell, pisząc do Chmielnickiego chwalił go za niszczenie katolicyzmu i zapewniał o swoim wsparciu w tej świętej sprawie. O udziale Albionu w powstaniu kozackim świadczyć też może, według Brauna, obecność w szeregach zaporożców niejakiego Krzywonosa, jednego z najokrutniejszych dowódców, o którym jeden z niemieckich kronikarzy pisał, że pochodził ze… szkockiego klanu Cameronów, czyli właśnie Krzywych Nosów. 

     Mimo takiego sprzysiężenia wrogów i niesnasek wewnętrznych Rzeczpospolita nie upadła jednak w XVII wieku, wspinając się na wyżyny osiągnięć militarnych, gromiąc po kolei Moskwę, Kozaków, Szwedów i Turków, czego kulminacją była odsiecz wiedeńska z Janem Sobieskim na czele, ostatnim wielkim królem Polski, który rozumiał znaczenie misji cywilizacyjnej. Wartym podkreślenia, według autora, była szczególna rola jaką odegrało w tych wojnach duchowieństwo, które potrafiło zjednoczyć skłócony naród w obliczu przeważających sił wroga (np. obrona Częstochowy) lub tchnąć w dowódców i władców ponowne poczucie misji (np. śluby lwowskie Jana Kazimierza). Co nie nastąpiło w wieku XVII, stało się niestety w kolejnym. Coraz większa dezintegracja systemu politycznego, min. za sprawą liberum veto, brak silnych przywódców, wreszcie wzrost potęgi wrogów, których sami ,,wyhodowaliśmy” czyli Prus i Rosji spowodował powolny upadek Rzeczypospolitej, zakończony pierwszym rozbiorem. Nie małą rolę w tej kwestii odegrało też zwrócenie się sympatii polskich elit ku ideom rewolucyjnym, który to zwrot wykorzystywać będą, jako pretekst kolejni zaborcy. Kasata zakonu jezuitów, którego polscy przedstawiciele prawie zawsze prezentowali stanowisko pro-państwowe i pełnili rolę jednocząca społeczeństwo oraz powstawanie coraz to nowych lóż masońskich również miało negatywny wpływ na sytuację w Polsce. Członkowie lóż, zachwyceni Diderotem, czy Wolterem, powielali również zachwyt tychże nad Katarzyną Wielką i Fryderykiem Wielkim, co raczej nie sprzyjało przeciwstawieniu się państwom zaborczym, którym wspomniani władcy przewodzili. Ostatni polski monarcha również był typowym produktem oświecenia i obca mu była idea Polski, jako monarchii jawnie katolickiej. Rozpoczął się smutny okres nieudanych powstań i niewoli ciągnący się ponad sto dwadzieścia lat, a kasata zakonu jezuickiego, dotychczas czuwającego nad edukacją młodzieży dała podstawy do przejęcia rządu dusz przez, darzoną słuszną niechęcią przez autora, Komisję Edukacji Narodowej – pierwsze etatystyczne ministerstwo edukacji na świecie, przenoszące praktycznie monopol szkolnictwa w świeckie ręce państwa. Stopniowo odbierano też możliwość kształcenia innym zakonom – cystersom, karmelitom, czy karmelitankom, od lat dbającym o wszechstronną edukację obywateli Rzeczypospolitej. Braun podkreśla, że wiek oświecenia, to jedyny wiek w historii Polski, który nie wydał na świat ani jednego świętego – duch epoki udzielił się też niestety duchowieństwu.

 
Co gorsza, Polacy dawniej realizujący skutecznie misję cywilizacyjną, rzucili się tym razem w wir rozmaitych rewolt, buntów i rewolucji, a brak państwowości sprzyjał sympatyzowaniu z ideami jakobińskimi, masońskimi czy węglarskimi, czyli z antyklerykalizmem, egalitaryzmem, nacjonalizmem i brakiem poszanowania dla autorytetu władzy.  Polscy emigranci we Francji wsparli powstanie kościuszkowskie, czym zablokowali interwencję carską przeciwko rewolucji francuskiej i pośrednio przyczynili się do triumfu władz rewolucyjnych. Nierówna walka skazana była od początku na porażkę a klęska powstania spowodowała kolejną falę emigracji, zsyłek i prześladowań. Następnie nadzieje swe ulokowały ówczesne elity w kolejnym rewolucyjnym bożyszczu, czyli Napoleonie, którego armia niosła idee republikańskie na cała Europę. Po raz pierwszy w historii polscy żołnierze walczyli w wojnie przeciwko papiestwu, brali też udział w krwawym tłumieniu wolnościowego zrywu Hiszpanów, gdzie dopuszczali się profanacji świątyń, mordowania księży i gwałcenia zakonnic. Na ponury paradoks zakrawa, że sami pozbawieni państwa, uczestniczyliśmy w odbieraniu bytu państwowego i wolności innym narodom, zwłaszcza że po hiszpańskiej klęsce Napoleona, Polacy popłynęli tłumić bunt czarnych niewolników na Santo Domingo. Nadzieje związane z Pierwszym Konsulem, a później Cesarzem Francuzów spełzły na niczym, mimo iż malutkie Księstwo Warszawskie wystawiło na potrzeby kampanii moskiewskiej blisko 100-tysięczną armię. Mimo zawiedzionych obietnic i klęski Napoleona, to Polacy zostali przy nim do końca, towarzysząc mu nawet na wygnaniu. O dziwo, na konserwatywnym kongresie wiedeńskim restytuowano Królestwo Polskie z carem Aleksandrem I jako królem. Istnienie tego bytu, wcale nie sztucznego jak piszą modni historycy, bowiem posiadającego własną administrację, wojsko i sporą niezależność, nie w smak było zarówno rodzimym rewolucjonistom, jak i pruskim protestantom. Ci ostatni, wspierani przez Anglię, chcącą osłabić Rosję w obliczu tzw. Wielkiej Gry (konflikt wpływów w Azji Środkowej) w zakulisowy sposób wspierali idee powstańcze w Warszawie, co zakończyło się anty-rosyjskim powstaniem listopadowym i kolejny raz ograniczeniem niezależności, zsyłkami, represjami i emigracją. Dziesięć miesięcy, które Rosjanie poświęcili na tłumienie powstania dało Anglii przewagę czasową w Azji Środkowej, a Prusy dostały prezent w postaci likwidacji Królestwa Polskiego. Jeszcze bardziej opłakane w skutkach było kolejne z powstań, styczniowe – znowu wybuchłe w momencie odradzania się niezależności, którą z mozołem budował hr. Aleksander Wielopolski. W tym smutnym okresie braku własnego państwa Braun szczególnie podkreśla rolę świętych i błogosławionych, których zabrakło w wieku poprzednim. Święty brat Albert prowadził szeroko zakrojoną akcję pomocy bezdomnym i do dziś wiele schronisk i organizacji nosi jego imię, bł. Sebastian Pelczar wskazywał w swych pracach na niebezpieczeństwa płynące z idei rewolucyjnych, ochronki dla sierot prowadził bł. Edmund Bojanowski, św. Zygmunt Szczęsny Feliński, zmarły na zesłaniu, potrafił przeciwstawić się zarówno władzom carskim w obronie polskości, jak i sprzyjającym rewolucji hierarchom w łonie Kościoła, bł. Jan Beyzym prowadził misję na Madagaskarze, jakże inną od tej w wykonaniu naszych żołnierzy na Santo Domingo, a cała rodzina Ledóchowskich udzielała się misyjnie na różnych frontach – walki o państwowość, dobroczynności i edukacji.

    Wielka Wojna, jak nazywano pierwszą wojnę światową przyniosła upadek starego świata monarchii i powstanie wielu nowych państw. Skorzystała też na tym Polska, która odzyskała niepodległość, ale w zupełnie nowej formie. Dwaj główni liderzy polskiej państwowości, zarówno Piłsudski, jak i Dmowski, byli bowiem demokratami – jeden reprezentował nurt patriotyczno-socjalistyczny, na który lubi powoływać się dzisiejsza władza w Polsce, drugi był demokratą narodowym. Obaj nie odrzucali chrześcijańskiego dziedzictwa Rzeczpospolitej, jednak ich idee nie zakładały restauracji monarchii. Zamiast króla otrzymaliśmy parlament, zgodnie z negatywnymi wzorcami dwudziestolecia międzywojennego, wiecznie skłócony i nie zdolny do podjęcia szerszej perspektywy geo-strategicznej. Nowa Polska była w stanie obronić się przed jednym najazdem nowo powstałego państwa bolszewickiego, ale nie była już władna dobić czerwonego reżimu a tym bardziej sprostać atakowi dwóch etatystycznych, laickich i ludobójczych totalitaryzmów w postaci III Rzeszy i okrzepłego ZSRR. Braun, opisując okres krótkiego odzyskania niepodległości a następnie tragedię drugiej wojny światowej zwraca szczególną uwagę na działalność świętych, błogosławionych i męczenników takich jak mistyczki Rozalia Celakówna i Faustyna Kowalska, kardynał Hlond, społecznik, wizjoner i więzień obozu koncentracyjnego św. Maksymilian Kolbe, czy wielu innych, których autor wymienia w długiej liście. Byli wśród nich bohaterowie ratujący polskich Żydów, zamęczeni w zamian za to w Auschwitz, Dachau i Gross-Rosen, członkowie polskich elit zmasakrowani przez Gestapo i NKWD, zgodnie współpracujące przy likwidacji polskości, czy ofiary powstania warszawskiego, ostatniego wielkiego i kontrowersyjnego zrywu narodowego.
     Po wojnie, okrojona o dwie trzecie swojego terytorium Polska dostała się pod całkowitą dominację Związku Radzieckiego, jak zwykle opuszczona (właściwie trudno się dziwić znając historię) przez swojego ,,sojusznika” Anglię. Czasy komunizmu były dla Kościoła w Polsce okresem wyjątkowo trudnym, nie tylko ze względu na prześladowania. Pojawiły się ważne pytanie: jaką postawę przyjąć wobec nowego systemu? Czy decydować się na jawny, skazany na porażkę sprzeciw, wycofać się tylko w sferę religijna, w jaki sposób układać sobie życie z władzami PRL, jak daleko w ewentualnej współpracy można się posunąć? Te dylematy zaowocowały trzema postawami: całkowitą niezłomnością, często przypłacaną śmiercią (jak w przypadku np. ks. Jerzego Popiełuszki), pewną formą unormowania stosunków i rozgraniczenia sfer, jak w wypadku kardynała Wyszyńskiego, a nawet niektórych członków PAX-u, czy też jawną, bądź ukrytą kolaboracją, jak w
wypadku wielu księży złamanych lub przekupionych przez służby bezpieczeństwa. Sił do przeciwstawiania się władzom dodało oczywiście poparcie społeczne a także późniejszy wybór Polaka na papieża, jednakże nawet wtedy zdarzały się wcale nie rzadkie przypadki całkowitej kolaboracji, wręcz służenia systemowi, który z chrześcijaństwem nie miał nic wspólnego. W dzisiejszej Polsce, już po upadku ZSRR i komunizmu wciąż wracamy w bieżącej polityce do tamtych wyborów i wciąż potrafią one rozpalać opinię publiczną. Na zakończenie autor podkreśla, że w wolnej Polsce wcale nie mniej jest problemów, z którymi zmagać się musi katolicyzm – zagrożenia cywilizacyjne, kryzys powołań, spory doktrynalne między liberalizmem a tradycjonalizmem w łonie samego Kościoła. Pojawia się zatem, stawiane przez autora pytanie – czy w takich warunkach wciąż może wyjść z Polski nowa ,,iskra Boża”? Czy Polska powróci do swojej misji cywilizacyjnej? I czy Polacy będą jeszcze w stanie właściwie ową misję odczytać?
        Podsumowując, książka Grzegorza Brauna powinna przypaść do gustu nie tylko jego zagorzałym zwolennikom. Zarówno oni, jak i przeciwnicy będą zaskoczeni, że w Iskrach Bożych nie pojawia się ani razu słowo Kondominium, a i słowo Żyd nie jest używane ponad normęJ . Osoby znające historię, odświeżą ją sobie i dostaną do przemyślenia zwarty i logicznie pomyślany bryk historiozoficzny, te zaś, które z dziejami własnego kraju nie są za pan brat, dowiedzą się wielu nowych rzeczy. Przyzwyczajeni do standardowego, czyli świeckiego odczytywania historii będą zaś mogli spojrzeć na losy Polski w odmienny, bardziej metafizyczny sposób. Najbardziej jednak poleciłbym propagowanie tej książki wśród obcokrajowców ponieważ jest to jeden z niewielu przystępnych, ciekawie i oryginalnie napisanych skrótów historycznych dostępnych obecnie na rynku. A w kwestii ,,robienia dobrego PR-u” nie ma sobie równych więc skoro każdy kraj może mieć całe rzesze historycznych pr-owców, to czemu my nie możemy mieć Brauna, jako towaru eksportowego? Może dzięki takim książkom, tłumaczonym na obce języki nie będziemy wreszcie musieli tłumaczyć, że obozy koncentracyjne nie były polskie, a od średniowiecza do połowy XX wieku to właśnie u nas schronienia szukali Ci, których gdzie indziej prześladowano. Polska historia jest piękna i bogata i wystarczy jej nie obrzydzać, żeby była również popularna za granicą. A autor czyni coś znacznie ponad normę – przedstawia jej najwspanialsze momenty, uwypukla działalność postaci świętych, nie wahając się jednak wytykać oczywistych błędów i zaniechań, co czyni jego ściągę wiarygodną i w dodatkowy sposób ciekawą.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz