środa, 25 czerwca 2014

Rzecz o marszałku





         Jonathan Clements, Mannerheim, Prezydent, Żołnierz, Szpieg, Replika, 2010, 313 s.
Napisana wartkim stylem (niestety polski przekład jest słaby) biografia jednego z najciekawszych przywódców państw w Europie XX wieku, a na pewno najciekawszego obok Margaret Thatcher polityka wybranego demokratycznie (choć dopiero pod koniec kariery). Postać Mannerheima jest w Polsce raczej nieznana i dobrze się stało, że Replika wydała popularyzatorską pracę Clementsa. Autor prowadzi nas przez burzliwe życie fińskiego polityka, ukazując niezwykłe koleje losu, jakie spotykały tego niesfornego z początku młodzieńca: nauka w carskich szkołach wojskowych, podróż do Chin, praca w służbie wywiadowczej, przeżycia związane z rewolucją bolszewicką, pierwsza obrona Finlandii podczas rosyjskiej wojny domowej, której Mannerheim sprostał jako główo-dowodzący armią republiki, regencja i kariera polityka w 20-leciu międzywojennym, aż wreszcie bohaterska, druga obrona Finlandii w słynnej Wojnie Zimowej i wybór na prezydenta po wojnie. Przywódca mało znaczącego kraju, jako jeden z nielicznych potrafił z sukcesami przeciwstawić się bolszewikom, zarówno na polu dyplomatycznym, jak i militarnym, odnosząc na tym drugim dwa wielkie sukcesy.

Warren Carroll w swojej monumentalnej pracy Narodziny i upadek rewolucji komunistycznej, przyrównuje fińskich bojowników o wolność, do hiszpańskich karlistów i narodowców z czasów wojny 1936-39 i podaje dane, mówiące o tym, że na jednego zabitego Fina przypadało ponad 10 bolszewików. Rosjanie, przyzwyczajeni przecież do mrozów, nie potrafili sprostać prowadzonym przez 72-letniego Mannerheima powstańcom, świetnie znającym teren, nieuchwytnym i wręcz niewidzialnym. Całe sowieckie oddziały znikały bez śladu wraz z dowódcami, by potem odnaleźć się pod lodem jako sterta zamarzniętych trupów. Snajper Hayha sam zastrzelił ponad 500 przeciwników, lotnik Sarvanto w ciągu 4 minut zestrzelił sześć bombowców, a porucznik Vikki uzbrojony tylko w automat 9-mm odparł atak dwóch wrogich czołgów. Przykłady takiego bohaterstwa można by mnożyć, ale podajemy tylko te najbardziej fascynujące, by na koniec, cytując marszałka, stwierdzić, że tylko taki dowódca i taki cel umożliwiają zwycięstwo z wielokrotnie silniejszym przeciwnikiem: Jesteśmy dumni i świadomi naszego historycznego obowiązku, który będziemy nieustannie wypełniać: obrony zachodniej cywilizacji, która jest naszym dziedzictwem! Okrzyk taki jest niestety dzisiejszym przywódcom europejskim całkowicie obcy, a wręcz wstrętny.

Po długim rozruchu pierwsza, krótka recenzja:




Jarosław Marek Rymkiewicz, Samuel Zborowski, Sic!, 2010, s. 354
 
Jest to książka zarówno piękna jak i niebezpieczna. Piękna z powodu języka jakim posługuje się Rymkiewicz. Jest to polszczyzna najwyższych lotów, każde zdanie czyta się z przyjemnością, mimo iż cała książka ma formę chaotyczną (zresztą jest to częste i zamierzone u tego autora). Niektóre opisy (Dom Kochanowskiego) albo dociekania (na temat włóczni, czy też etymologii niektórych słów) są po prostu genialne i czytelnik aż żałuje, że samemu nie potrafi tak formułować zdań. Z drugiej strony pojawia się część groźna: czyli wymowa tej książki, która dla konserwatysty jest w wielu momentach po prostu nie do zaakceptowania. Abstrahując od nawiązań do polityki dzisiejszej, które zostały wskazane min. przez Jana Engelgarda na naszej stronie internetowej, jest cała masa poglądów, które zdecydowanie konserwatysta powinien skrytykować.


W warstwie historycznej razi szczególnie demonizowanie kanclerza Zamoyskiego i uczynienie z niego przez Rymkiewicza jakiegoś diabła wcielonego, odpowiedzialnego za zły los Zborowskiego oraz za wszystkie nieszczęścia Polski. W kwestii światopoglądowej Rymkiewicz ciągle neguje istnienie świata pozaziemskiego, wręcz deifikując życie, co powinno zwrócić uwagę niektórych środowisk ,,prawicowych” bezkrytycznie odwołujących się do jego twórczości. Również pochwała anarchii i niechęć do monarchii jest bardzo widocznym akcentem tej książki. Autor co rusz utożsamia ciągły bunt i chaos z wolnością, wysnuwając min. taką karkołomną tezę:  gdyby Polacy zamordowali Henryka Walezego, zyskaliby sobie szacunek w całej Europie. Królobójstwo w XVI wieku miało by zjednać szacunek? Takich pochwał warcholstwa jest w książce co nie miara i praktycznie w żadnym momencie nie ma tejże anarchii krytyki, krytykowana za to jest każda próba zaprowadzenia, bądź nawet utrzymania porządku. Wszystko to z dodatkiem dziwnej i momentami skrajnej fascynacji przemocą i brutalnością. Zatem czytajmy tą książkę dla piękna jej języka i dla przestrogi przed pewnymi ideami.