Jako, że zawsze z chęcią sięgam po książki Grzegorza Brauna,
choćby po to żeby w niektórych kwestiach się z nim nie zgodzić, to tym chętniej
zabrałem się do najnowszej pozycji tegoż autora, którą otrzymałem od
Wydawnictwa Prohibita,
standardowo wydającego Brauna. Elegancko wydana i pięknie zilustrowana (przez Jacka Widora), niewielka
objętościowo książka nosi tytuł Iskry Boże i jest, jak zaznacza sam autor skromnym brykiem, ściągą,
czy też niezapominajką z historii Polski. W zamierzeniu miał to być scenariusz na historyczny serial
animowany, przedstawiający dzieje naszego kraju przez pryzmat świętych i
błogosławionych. Pomysł ekranizacji upadł, powstały za to drukowane Iskry
Boże.
Podczas spotkania promocyjnego (materiał
wideo obejrzeć można
TUTAJ)
Grzegorz Braun uzasadniał przyjętą perspektywę, tym, że zazwyczaj historię
Polski, także w narracji patriotycznej, pokazuje się w kontekście królów,
książąt, ludzi sztuki i kultury, nawet hetmanów, polityków, czy zwykłych
rozbójników, jakże często zapominając, bądź pomniejszając rolę świętych i
błogosławionych. Takie podejście to właśnie wynik świeckiej narracji spod znaku
Kołłątaja i Komenskiego, która całkowicie opanowała polską edukację od czasów
Komisji Edukacji Narodowej, której to negatywnym skutkom poświęcił Braun sporo
miejsca w Stałych Wariantach Gry. Wszystkie główne nurty od prawa do
lewa, łącznie z narodowcami, czy Żoliborską grupą rekonstrukcji
historycznej sanacji, jak autor nazywa obecny obóz rządzący, kultywują
właśnie ściśle świecką historiografię Polski, mimo tego, że często (narodowcy i
obóz rządzący) powołują się na chrześcijańskie dziedzictwo cywilizacyjne.
W takim podejściu do historii święci otrzymują rolę poboczną
i jak twierdzi autor – ich dzieje i działalność traktowana jest trochę jak olimpiada
dla niepełnosprawnych. Niepełnosprawni – to oczywiście święci, o
dziwo także w patriotycznej relacji. A są oni przecież obiektywnie istotni
w historii kraju i narodu, który swój początek ma w akcie chrztu dokonanym
przez Mieszka – pierwszego księcia Polski. Jednakże Mieszko nie dokonał tego
sam – ktoś musiał mu wiarę pokazać, skłonić do refleksji (ani ja ani autor nie
pomijamy oczywiście politycznego kontekstu, nie zapominając jednak o
religijnym), a wreszcie ochrzcić, następnie utwierdzając w nowo przyjętej
wierze, by nie została ona jeno czczym symbolem, tylko miała wpływ na przyszłe
losy państwa Polan.
Braun nazywa świętych wyciągniętymi
przez Pana Boga na czwórkę z plusem, co moim zdaniem, w sposób humorystyczny,
idealnie oddaje definicję tego czym jest sama świętość – działaniem doskonałego
Boga, poprzez czyny niedoskonałych ludzi. I właśnie Ci niedoskonali ludzie są
głównymi bohaterami książki Iskry Boże. Będącemu zazwyczaj bohaterem
opowieści o początkach Polskiej świetności Chrobremu, autor ,,dodaje”
niezbędnik w postaci św. Wojciecha, bez którego nasz pierwszy król,
prawdziwy tough-guy, nie osiągnąłby tego co osiągnął, a jego misja
cywilizacyjna nie miałaby tak szerokiego zasięgu. Św. Stanisław to z kolei symbol
rozdziału władzy świeckiej od duchowej, która to idea zrodziła się tylko w
obrębie cywilizacji katolickiej. Protestantyzm zeświedczał władzę duchową,
przekazując najwyższe jej sprawowanie królowi, bądź księciu etatyzując wszelkie
dziedziny życia i powoli je laicyzując, natomiast prawosławie unifikowało obie
władze w teokratyczny typ zarządzania z boskimi atrybutami cara na czele. Nie
wspominając oczywiście o judaizmie i islamie, gdzie prawo religijne warunkuje
wszelkie przejawy ludzkiej aktywności, ,,talmudyzując”, bądź ,,szariatyzując”
wszelkie inne prawa. Liberalizm i socjalizm, tak różne pod wieloma względami,
tutaj z kolei, pod pretekstem rozdziału państwa od Kościoła, spychają Kościół
na boczny tor, sekularyzując również te domeny ludzkiego istnienia, które
wcześniej przynależały do sfery religijnej, a w skrajnej formie (komunizm i
nazizm) pojawia się ubóstwienie państwa, rasy, klasy, czy narodu, które ma
totalnie zastąpić religię nadprzyrodzoną, kultem bytów świeckich. Autor
wyraźnie zwraca uwagę na to, że to właśnie Kościołowi Polacy
(i inne narody również) zawdzięczają wynalazek personalizmu, czyli
chrześcijańskiego indywidualizmu, praktycznie nie występującego w innych
cywilizacjach, gdzie człowiek zawsze jest wchłaniany w jakiś całościowy byt, bądź
przeciwnie - stawiany całkiem sam pośrodku chaosu.
W kolejnych rozdziałach Braun pokazuje, jak instytucja Kościoła i
jej ,,superbohaterowie” czyli święci właśnie, spełniali w Polsce rolę
cywilizacyjną, czy to dbając o edukację, dobroczynność, czy też utrzymując ideę
państwową w czasie rozbicia dzielnicowego, bądź prowadząc ewangelizację na
zewnątrz, przyczyniając się tym do powiększania terytorium i wpływów
Rzeczypospolitej. Przykładem jest tu unia z Litwą, kiedy to właśnie pod polską
opiekę udali się Litwini, broniąc się przed naporem Krzyżackim. W konflikcie z,
będącym wszak też częścią Kościoła Zakonem, uwidocznił się według autora
międzynarodowy i imperialny rys dziejów Polski. To nasi przedstawiciele na
soborach, tacy jak Stanisław ze Skarbimierza, czy Paweł Włodkowic walczyli
z czarnym PR-em krzyżackim, przeciwstawiali się idei nawracania siłą i
prezentowali ideę wojny sprawiedliwej, wchodzącej w kanon ówczesnych koncepcji
prawniczych. To pod polskimi skrzydłami znajdowali schronienie prześladowani w
Europie zachodniej żydzi, spychani przez Krzyżaków Żmudzini i Litwini, czy
nawet Tatarzy, którzy jeszcze półtora stulecia wcześniej sami próbowali podbić
nasze ziemie (to wówczas do legendy przeszły cuda czynione w obronie Wrocławia
przez bł. Czesława Odrowąża i wówczas zginął nasz ,,wewnętrzny"
krzyżowiec, książę Henryk Pobożny). Konflikt z Zakonem był czasem objawiania
się wybitnych osobistości takich jak święta król-królowa Jadwiga,
nawrócony pogański książę, a polski król Władysław Jagiełło, czy kolejny święty
(i ostatni niestety) król Kazimierz Jagiellończyk.

Braun pokazuje jednak, że okres Jagielloński,
to nie tylko czas największej świetności i wzrastania, lecz także epoka
niewykorzystanych szans, ogromnych zaniechań i jeszcze większych błędów. Wśród
nich autor wymienia np. niezbyt wyraźną reakcję na groźną herezję husytyzmu,
przedsmak reformacji w Europie. Polacy wchodzili z husytami w liczne układy,
dając podglebie do późniejszego zagoszczenia arianizmu na ziemiach
Rzeczypospolitej. Nie zareagowali także na węgierskie wezwania o pomoc w
odparciu tureckiego najazdu, czego konsekwencją była klęska Węgrów pod Mohaczem
i zainstalowanie się tureckiego imperium przy samych granicach Polski, z czym
zmagać się będziemy prze kolejne 200 lat. Również sprawy wewnętrzne nie
układały się idealnie – przyjęto konstytucję Nihil Novi, która z jednej
strony znamionowała apogeum niezależności poddanych od ewentualnych
kaprysów władcy, z drugiej jednak oznaczała krok w kierunku skostnienia ustroju
i wydania racji stanu na łaskę i niełaskę chwiejnego kolektywu. Oto
zalążek zarówno przyszłych wolności polskich, jak i polskich kłopotów z
decyzyjnością i przerostem demokratyzmu nad myśleniem kategoriami racji stanu.
Największy jednak błąd autor upatruje w pozornym największym sukcesie, czyli
hołdzie pruskim. Sekularyzacja groźnego niegdyś zakonu religijnego stworzyła
możliwość na powstanie pierwszego państwa protestanckiego, ewoluującego później
w dużo groźniejsze, militarystyczne, nacjonalistyczne i antykatolickie Prusy.
Jako winnego tegoż katastrofalnego błędu Braun wskazuje Zygmunta Starego,
którego nazywa Zygmuntem Starym-leniem i słusznie zarzuca mu brak
perspektywy geo-strategicznej, kiedy to w czasach wyjątkowego pokoju nie podjął
żadnych działań mogących ugruntować, bądź rozwinąć polską pozycję
imperialną. Zygmunt gnuśny dopuścił do powstania Prus, nie
powstrzymał rozwoju Moskwy i nie poszedł z odsieczą bratankowi Ludwikowi, który
zginął pod Mohaczem. W sprawach wewnętrznych natomiast, w przeciwieństwie do
innych władców w ogóle nie zareagował na reformację, co więcej – uczynił
sekretarzem jednego z czołowych heretyków, Jana Łaskiego, zażartego propagatora
protestantyzmu, zwalczającego katolicyzm w swoich poczytnych (od Warszawy po
Londyn) pismach. Brak triumfu reformacji w Rzeczypospolitej zawdzięczać możemy
nie władcom świeckim ale właśnie wybitnym postaciom Kościoła, co tez miało
znamienny wpływ na brak wojny domowej na tle religijnym, gdyż reakcja na
reformację szła nie odgórnie, systemem nakazowym lecz poprzez wystąpienia,
pisma i kazania, w czym jednak ludzie Kościoła liczyć na ramię świeckie za
bardzo nie mogli, co może pośrednio przyczyniło się do takiego wykwitu
wybitnych osobistości świata duchownego. Wielki kardynał Stanisław Hozjusz, św.
Stanisław Kostka, słynny tłumacz Pisma Świętego Jakub Wujek, czy wreszcie
płomienny kaznodzieja Piotr Skarga, którego napomnienia do poprawy obyczajów
politycznych aktualne są do dzisiaj niemal co do joty.
Opisując następny okres w dziejach Polski, autor zwraca uwagę na
niesamowite sukcesy oręża polskiego, jednocześnie podkreślając jak bardzo nie
zostały one wykorzystane. Nie dyskredytuje przy tym, w przeciwieństwie do
głównego nurtu historiografii, postawy Zygmunta III Wazy, który wzbraniał się
przed konwersją swego syna Władysława na prawosławie w celu zdobycia tronu
moskiewskiego. W epoce, w której kwestie wiary wciąż traktowane były poważnie,
w kategoriach myślenia o życiu wiecznym, takową postawę traktuje jako
naturalną. Większą wagę w niepowodzeniu kampanii rosyjskiej przykłada natomiast
do zachowania naszych wojsk okupacyjnych, dopuszczających się w Moskwie czynów
uznawanych zarówno przez katolików jak i prawosławnych, za bluźniercze, takich
jak niszczenie świętych ikon, rozbijanie figur Chrystusa itp. Stawia w tym
miejscu pytanie teologiczne – czy Polacy, postępując w ten sposób, mogli
kogokolwiek nawracać? Czy tak miała wyglądać misja cywilizacyjna? Odpowiedź
wydaje się oczywista i jak bumerang powraca kwestia przywoływana w konflikcie z
Zakonem Krzyżackim, mianowicie nawracanie siłą, tyle, że tym razem to my
byliśmy tymi złymi.

W epoce reformacji i wojen religijnych
nie mogło też zabraknąć zwrócenia uwagi na rolę Anglii, o której Braun
niejednokrotnie pisał w innych tekstach, uznając Albion za głównego sponsora
protestantyzmu w Europie i również głównego, ukrytego, wroga Polski. To właśnie
Anglicy wspierali polskiego reformatora Jana Łaskiego, to z ich budżetu płynęły
sowite dotacje dla militarnej potęgi Szwecji, to Anglia była jedną z
inicjatorów pierwszego, planowanego i na szczęście nie udanego rozbioru Polski.
W traktacie z Radnot rozbiorcami mieli być Szwedzi, Fryderyk Wilhelm książę
pruski, kalwińscy Radziwiłłowie, również protestancki książę mołdawski Michał
Rakoczy i prawosławny ataman Bohdan Chmielnicki. Anglicy natomiast wspierali
porozumienie finansowo i propagandowo, przekazując środki chociażby
wspomnianemu Janowi Amosowi Komenskemu, również Commeniusem zwanemu. Commenius,
uznawany dzisiaj za ojca świeckiej pedagogiki i będący patronem jednego ze
studenckich programów unijnych wzywał wówczas do straszliwej i ostateczne
rozprawy (terrible opus) z katolicyzmem, której to rozprawy wyrazem miał
być właśnie
rozbiór Rzeczypospolitej. O ile o rola Anglii w propagowaniu
protestantyzmu w Europie i na świecie jest stosunkowo znana, to już ciekawostką
podaną przez Brauna jest korespondencja dyktatora i królobójcy Olivera
Cromwella z Bohdanem Chmielnickim. Lider rewolucji protestanckiej tytułował
lidera buntu kozackiego w następujący sposób: z łaski Bożej generalissimus
Cerkwi grecko-wschodniej, wódz wszystkich Kozaków zaporoskich, postrach i
niszczyciel szlachty polskiej, eksterminator duchowieństwa rzymskiego. Cromwell,
pisząc do Chmielnickiego chwalił go za niszczenie katolicyzmu i zapewniał o
swoim wsparciu w tej świętej sprawie. O udziale Albionu w powstaniu kozackim
świadczyć też może, według Brauna, obecność w szeregach zaporożców niejakiego
Krzywonosa, jednego z najokrutniejszych dowódców, o którym jeden z
niemieckich kronikarzy pisał, że pochodził ze… szkockiego klanu Cameronów,
czyli właśnie Krzywych Nosów.
Mimo takiego sprzysiężenia wrogów i niesnasek wewnętrznych
Rzeczpospolita nie upadła jednak w XVII wieku, wspinając się na wyżyny
osiągnięć militarnych, gromiąc po kolei Moskwę, Kozaków, Szwedów i Turków,
czego kulminacją była odsiecz wiedeńska z Janem Sobieskim na czele, ostatnim
wielkim królem Polski, który rozumiał znaczenie misji cywilizacyjnej. Wartym
podkreślenia, według autora, była szczególna rola jaką odegrało w tych wojnach
duchowieństwo, które potrafiło zjednoczyć skłócony naród w obliczu
przeważających sił wroga (np. obrona Częstochowy) lub tchnąć w dowódców i
władców ponowne poczucie misji (np. śluby lwowskie Jana Kazimierza). Co nie
nastąpiło w wieku XVII, stało się niestety w kolejnym. Coraz większa
dezintegracja systemu politycznego, min. za sprawą liberum veto, brak
silnych przywódców, wreszcie wzrost potęgi wrogów, których sami ,,wyhodowaliśmy”
czyli Prus i Rosji spowodował powolny upadek Rzeczypospolitej, zakończony
pierwszym rozbiorem. Nie małą rolę w tej kwestii odegrało też zwrócenie się
sympatii polskich elit ku ideom rewolucyjnym, który to zwrot wykorzystywać
będą, jako pretekst kolejni zaborcy. Kasata zakonu jezuitów, którego polscy
przedstawiciele prawie zawsze prezentowali stanowisko pro-państwowe i pełnili
rolę jednocząca społeczeństwo oraz powstawanie coraz to nowych lóż masońskich
również miało negatywny wpływ na sytuację w Polsce. Członkowie lóż, zachwyceni
Diderotem, czy Wolterem, powielali również zachwyt tychże nad Katarzyną Wielką
i Fryderykiem Wielkim, co raczej nie sprzyjało przeciwstawieniu się państwom
zaborczym, którym wspomniani władcy przewodzili. Ostatni polski monarcha
również był typowym produktem oświecenia i obca mu była idea Polski, jako
monarchii jawnie katolickiej. Rozpoczął się smutny okres nieudanych powstań i
niewoli ciągnący się ponad sto dwadzieścia lat, a kasata zakonu jezuickiego,
dotychczas czuwającego nad edukacją młodzieży dała podstawy do przejęcia rządu
dusz przez, darzoną słuszną niechęcią przez autora, Komisję Edukacji Narodowej
– pierwsze etatystyczne ministerstwo edukacji na świecie, przenoszące
praktycznie monopol szkolnictwa w świeckie ręce państwa. Stopniowo odbierano
też możliwość kształcenia innym zakonom – cystersom, karmelitom, czy
karmelitankom, od lat dbającym o wszechstronną edukację obywateli
Rzeczypospolitej. Braun podkreśla, że wiek oświecenia, to jedyny wiek w
historii Polski, który nie wydał na świat ani jednego świętego – duch epoki
udzielił się też niestety duchowieństwu.

Co gorsza, Polacy
dawniej realizujący skutecznie misję cywilizacyjną, rzucili się tym razem w wir
rozmaitych rewolt, buntów i rewolucji, a brak państwowości sprzyjał
sympatyzowaniu z ideami jakobińskimi, masońskimi czy węglarskimi, czyli z antyklerykalizmem,
egalitaryzmem, nacjonalizmem i brakiem poszanowania dla autorytetu
władzy. Polscy emigranci we Francji wsparli powstanie kościuszkowskie,
czym zablokowali interwencję carską przeciwko rewolucji francuskiej i pośrednio
przyczynili się do triumfu władz rewolucyjnych. Nierówna walka skazana była od
początku na porażkę a klęska powstania spowodowała kolejną falę emigracji,
zsyłek i prześladowań. Następnie nadzieje swe ulokowały ówczesne elity w
kolejnym rewolucyjnym bożyszczu, czyli Napoleonie, którego armia niosła idee
republikańskie na cała Europę. Po raz pierwszy w historii polscy żołnierze
walczyli w wojnie przeciwko papiestwu, brali też udział w krwawym tłumieniu
wolnościowego zrywu Hiszpanów, gdzie dopuszczali się profanacji świątyń, mordowania
księży i gwałcenia zakonnic. Na ponury paradoks zakrawa, że sami pozbawieni
państwa, uczestniczyliśmy w odbieraniu bytu państwowego i wolności innym
narodom, zwłaszcza że po hiszpańskiej klęsce Napoleona, Polacy popłynęli tłumić
bunt czarnych niewolników na Santo Domingo. Nadzieje związane z Pierwszym
Konsulem, a później Cesarzem Francuzów spełzły na niczym, mimo iż malutkie
Księstwo Warszawskie wystawiło na potrzeby kampanii moskiewskiej blisko
100-tysięczną armię. Mimo zawiedzionych obietnic i klęski Napoleona, to Polacy
zostali przy nim do końca, towarzysząc mu nawet na wygnaniu. O dziwo, na
konserwatywnym kongresie wiedeńskim restytuowano Królestwo Polskie z carem
Aleksandrem I jako królem. Istnienie tego bytu, wcale nie sztucznego jak piszą
modni historycy, bowiem posiadającego własną administrację, wojsko i sporą
niezależność, nie w smak było zarówno rodzimym rewolucjonistom, jak i pruskim
protestantom. Ci ostatni, wspierani przez Anglię, chcącą osłabić Rosję w
obliczu tzw. Wielkiej Gry (konflikt wpływów w Azji Środkowej) w zakulisowy
sposób wspierali idee powstańcze w Warszawie, co zakończyło się anty-rosyjskim
powstaniem listopadowym i kolejny raz ograniczeniem niezależności, zsyłkami,
represjami i emigracją. Dziesięć miesięcy, które Rosjanie poświęcili na
tłumienie powstania dało Anglii przewagę czasową w Azji Środkowej, a Prusy
dostały prezent w postaci likwidacji Królestwa Polskiego. Jeszcze bardziej
opłakane w skutkach było kolejne z powstań, styczniowe – znowu wybuchłe w
momencie odradzania się niezależności, którą z mozołem budował hr. Aleksander
Wielopolski. W tym smutnym okresie braku własnego państwa Braun szczególnie
podkreśla rolę świętych i błogosławionych, których zabrakło w wieku poprzednim.
Święty brat Albert prowadził szeroko zakrojoną akcję pomocy bezdomnym i do dziś
wiele schronisk i organizacji nosi jego imię, bł. Sebastian Pelczar wskazywał w
swych pracach na niebezpieczeństwa płynące z idei rewolucyjnych, ochronki dla
sierot prowadził bł. Edmund Bojanowski, św. Zygmunt Szczęsny Feliński, zmarły
na zesłaniu, potrafił przeciwstawić się zarówno władzom carskim w obronie
polskości, jak i sprzyjającym rewolucji hierarchom w łonie Kościoła, bł. Jan
Beyzym prowadził misję na Madagaskarze, jakże inną od tej w wykonaniu naszych
żołnierzy na Santo Domingo, a cała rodzina Ledóchowskich udzielała się misyjnie
na różnych frontach – walki o państwowość, dobroczynności i edukacji.
Wielka Wojna, jak nazywano pierwszą wojnę
światową przyniosła upadek starego świata monarchii i powstanie wielu nowych
państw. Skorzystała też na tym Polska, która odzyskała niepodległość, ale w
zupełnie nowej formie. Dwaj główni liderzy polskiej państwowości, zarówno
Piłsudski, jak i Dmowski, byli bowiem demokratami – jeden reprezentował nurt
patriotyczno-socjalistyczny, na który lubi powoływać się dzisiejsza władza w
Polsce, drugi był demokratą narodowym. Obaj nie odrzucali chrześcijańskiego
dziedzictwa Rzeczpospolitej, jednak ich idee nie zakładały restauracji
monarchii. Zamiast króla otrzymaliśmy parlament, zgodnie z negatywnymi wzorcami
dwudziestolecia międzywojennego, wiecznie skłócony i nie zdolny do podjęcia
szerszej perspektywy geo-strategicznej. Nowa Polska była w stanie obronić się
przed jednym najazdem nowo powstałego państwa bolszewickiego, ale nie była już
władna dobić czerwonego reżimu a tym bardziej sprostać atakowi dwóch
etatystycznych, laickich i ludobójczych totalitaryzmów w postaci III Rzeszy i
okrzepłego ZSRR. Braun, opisując okres krótkiego odzyskania niepodległości a
następnie tragedię drugiej wojny światowej zwraca szczególną uwagę na
działalność świętych, błogosławionych i męczenników takich jak mistyczki
Rozalia Celakówna i Faustyna Kowalska, kardynał Hlond, społecznik, wizjoner i
więzień obozu koncentracyjnego św. Maksymilian Kolbe, czy wielu innych, których
autor wymienia w długiej liście. Byli wśród nich bohaterowie ratujący polskich
Żydów, zamęczeni w zamian za to w Auschwitz, Dachau i Gross-Rosen, członkowie
polskich elit zmasakrowani przez Gestapo i NKWD, zgodnie współpracujące przy
likwidacji polskości, czy ofiary powstania warszawskiego, ostatniego wielkiego
i kontrowersyjnego zrywu narodowego.
Po wojnie, okrojona o dwie trzecie
swojego terytorium Polska dostała się pod całkowitą dominację Związku
Radzieckiego, jak zwykle opuszczona (właściwie trudno się dziwić znając
historię) przez swojego ,,sojusznika” Anglię. Czasy komunizmu były dla Kościoła
w Polsce okresem wyjątkowo trudnym, nie tylko ze względu na prześladowania.
Pojawiły się ważne pytanie: jaką postawę przyjąć wobec nowego systemu? Czy
decydować się na jawny, skazany na porażkę sprzeciw, wycofać się tylko w sferę
religijna, w jaki sposób układać sobie życie z władzami PRL, jak daleko w
ewentualnej współpracy można się posunąć? Te dylematy zaowocowały trzema
postawami: całkowitą niezłomnością, często przypłacaną śmiercią (jak w
przypadku np. ks. Jerzego Popiełuszki), pewną formą unormowania stosunków i
rozgraniczenia sfer, jak w wypadku kardynała Wyszyńskiego, a nawet niektórych
członków PAX-u, czy też jawną, bądź ukrytą kolaboracją, jak w
wypadku wielu księży złamanych lub przekupionych przez
służby bezpieczeństwa. Sił do przeciwstawiania się władzom dodało oczywiście
poparcie społeczne a także późniejszy wybór Polaka na papieża, jednakże nawet
wtedy zdarzały się wcale nie rzadkie przypadki całkowitej kolaboracji, wręcz
służenia systemowi, który z chrześcijaństwem nie miał nic wspólnego. W
dzisiejszej Polsce, już po upadku ZSRR i komunizmu wciąż wracamy w bieżącej
polityce do tamtych wyborów i wciąż potrafią one rozpalać opinię publiczną. Na
zakończenie autor podkreśla, że w wolnej Polsce wcale nie mniej jest problemów,
z którymi zmagać się musi katolicyzm – zagrożenia cywilizacyjne, kryzys
powołań, spory doktrynalne między liberalizmem a tradycjonalizmem w łonie
samego Kościoła. Pojawia się zatem, stawiane przez autora pytanie – czy w
takich warunkach wciąż może wyjść z Polski nowa ,,iskra Boża”? Czy Polska
powróci do swojej misji cywilizacyjnej? I czy Polacy będą jeszcze w stanie
właściwie ową misję odczytać?
Podsumowując, książka Grzegorza
Brauna powinna przypaść do gustu nie tylko jego zagorzałym zwolennikom. Zarówno
oni, jak i przeciwnicy będą zaskoczeni, że w Iskrach Bożych nie
pojawia się ani razu słowo Kondominium, a i słowo Żyd nie jest
używane ponad normęJ . Osoby znające historię, odświeżą ją sobie i dostaną
do przemyślenia zwarty i logicznie pomyślany bryk historiozoficzny, te zaś,
które z dziejami własnego kraju nie są za pan brat, dowiedzą się wielu nowych
rzeczy. Przyzwyczajeni do standardowego, czyli świeckiego odczytywania historii
będą zaś mogli spojrzeć na losy Polski w odmienny, bardziej metafizyczny
sposób. Najbardziej jednak poleciłbym propagowanie tej książki wśród
obcokrajowców ponieważ jest to jeden z niewielu przystępnych, ciekawie i
oryginalnie napisanych skrótów historycznych dostępnych obecnie na rynku. A w
kwestii ,,robienia dobrego PR-u” nie ma sobie równych więc skoro każdy kraj
może mieć całe rzesze historycznych pr-owców, to czemu my nie możemy mieć
Brauna, jako towaru eksportowego? Może dzięki takim książkom, tłumaczonym na
obce języki nie będziemy wreszcie musieli tłumaczyć, że obozy koncentracyjne
nie były polskie, a od średniowiecza do połowy XX wieku to właśnie u nas
schronienia szukali Ci, których gdzie indziej prześladowano. Polska historia
jest piękna i bogata i wystarczy jej nie obrzydzać, żeby była również popularna
za granicą. A autor czyni coś znacznie ponad normę – przedstawia jej
najwspanialsze momenty, uwypukla działalność postaci świętych, nie wahając się
jednak wytykać oczywistych błędów i zaniechań, co czyni jego ściągę wiarygodną
i w dodatkowy sposób ciekawą.